Nie zauważyć pociągu? To trzeba mięc nie po kolei...
Co pewien czas słyszymy o wypadkach na przejazdach kolejowych. A to ktoś nie zauważył pociągu, a to ktoś objeżdżał półzapory. Są i tacy, którzy potrafią wjechać nie pod lokomotywę, ale pod któryś z wagonów! Nawet trudno nazwać coś takiego głupotą. Mam wrażenie, iż niektórym kierowcom po prostu brakuje szarych komórek.
Co jak co, ale sama świadomość, że przejeżdżamy przez tory kolejowe, powinna skłonić normalnego człowieka do szczególnej uwagi i ostrożności. Nie trzeba też być intelektualistą wysokiego lotu, by wyobrazić sobie, jakie skutki może spowodować zderzenie pociągu z samochodem. Wystarczy przecież tylko uważnie się rozejrzeć, sprawdzić, czy nie nadjeżdża pociąg. Niestety, dla niektórych kierowców to za wiele, to przekracza ich wyobraźnię i umiejętności.
Masa samego elektrowozu sięga od 80 do 120 ton. Wagon osobowy z pasażerami i bagażami waży około 40 ton. Oznacza to, że łączna masa pociągu złożonego z lokomotywy i 10 wagonów wynosi 500 ton. Masa samochodu osobowego wynosi średnio około 1300-1500 kg.
Rama lokomotywy wykonana jest z blachy stalowej o grubości 10-12 mm. Grubość blachy samochodu osobowego wynosi około 0,4 - 0,8 mm.
Nietrudno wyciągnąć z tego wniosek, że w konfrontacji z pociągiem samochód nie ma żadnych szans. To nie jest nawet pojedynek Dawida z Goliatem. To po prostu miażdżenie mrówki przez słonia.
Ogromna masa pociągu sprawia, że przy prędkości 125 km/h (z taką porusza się w Polsce na torach szlakowych większość pociągów ekspresowych) droga hamowania może sięgnąć 400-500 metrów. Mowa oczywiście o tzw. nagłym hamowaniu pociągu. Oznacza to, że w przypadku wjechania na tory samochodu kierowanego przez nieodpowiedzialnego człowieka, maszynista nie ma najmniejszych szans na uniknięcie wypadku. Nie może też oczywiście ominąć przeszkody.
Uderzony samochód jest więc najczęściej wleczony jeszcze kilkadziesiąt lub kilkaset metrów, zanim rozpędzona masa stali zatrzyma się.
Czytałem i takie wypowiedzi niektórych "specjalistów", że pociągi jeżdżą za szybko, a powinny zwalniać przed przejazdami. No jasne, najlepiej, by zatrzymywały się i przepuszczały samochody.
Trzeba zatem wyjaśnić, że maszynista nie dobiera prędkości jazdy dowolnie, według własnego uznania. Wskazują mu ją semafory i z taką prędkością ma obowiązek jechać. Zresztą, gdyby pociąg miał hamować przed każdym przejazdem, to np. z Warszawy do Gdyni jechalibyśmy 16 godzin.
Aby mieć możliwość uniknięcia zderzenia z samochodem, pociąg musiałby zwalniać do 5 km/h. Myślę, że wtedy nie brakowałoby takich, którzy przejeżdżaliby przed nim w ostatniej chwili.
Wydawać by się mogło, że zderzenia samochodów z pociągami zdarzają się bardzo rzadko. To jednak nieprawda. Od początku 2014 roku zdarzyło się 169 wypadków na przejazdach kolejowych, w których 36 osób zostało zabitych, a 25 ciężko rannych.
Statystyka ta pozwala stwierdzić, że średnio co 2-3 dni dochodzi do wypadku na przejeździe. Mimo prowadzonych kampanii "Bezpieczny przejazd", "Zatrzymaj się i żyj" wciąż nie brakuje nieodpowiedzialnych kierowców, którzy "wiedzą lepiej", którzy uważają, że przepisy są tylko dla naiwnych.
Wystarczy wpisać sobie w przeglądarce internetowej słowa "wypadek na przejeździe" i zobaczycie mnóstwo fotografii zmiażdżonych samochodów.
Rozmawiałem z kilkoma maszynistami, którzy mają na swoim koncie takie zdarzenia.
Aleksander K., maszynista z 20-letnim stażem:
Miałem już sześć takich wypadków. Najbardziej utkwił mi w pamięci ten pierwszy: Do przejazdu zbliżał nissan, widziałem w środku młodych, rozbawionych ludzi. Użyłem sygnału dźwiękowego, rozpocząłem nagłe hamowanie. A samochód jechał dalej, wprost pod lokomotywę. Na domiar złego kiedy został uderzony, elektrowóz wepchnął go na barierki stojące przy torze. Widziałem rozrywane fragmenty tego auta, widziałem miażdżonych ludzi i wyraz przerażenia na ich twarzach. Wszystkie cztery osoby jadące w tym samochodzie zginęły na miejscu. Dlaczego nie zauważyli pociągu? Dlaczego nie zatrzymali się przed przejazdem?
Piotr R., maszynista z 18-letnim stażem:
Każdy z moich kolegów ma na swoim koncie co najmniej jeden taki wypadek. Ja niestety odnotowałem ich już siedem. Pod moją lokomotywę wjechała kiedyś kobieta wioząca w samochodzie dwoje małych dzieci. To była masakra. Mam ten widok przed oczami, czasami to mi się śni. Samochód był wleczony jeszcze około 300 metrów. To zdarzyło się na przejeździe z półzaporami, które kierująca tym samochodem ominęła. Dokąd tak się spieszyła??? Czy nie mogła poczekać 1 minuty? Dlaczego spowodowała śmierć swoich kilkuletnich dzieci?
Krzysztof B., maszynista z 12-letnim stażem:
Ja mam już za sobą trzy takie wypadki. Pierwszy był dla mnie dramatem. Nie potrafiłem dojść do siebie, bałem się kolejnej służby. Widząc przed przejazdem samochód, odruchowo zaczynałem hamować. Dla nas, maszynistów, to jest ciężkie przeżycie, które zostaje na długo w pamięci. Chociaż nie ponosimy żadnej winy, to jednak świadomość, że zabiło się człowieka pozostaje. Mnie też przez wiele nocy to się śniło jak koszmar,, widziałem moment uderzenia w samochód, widziałem zmiażdżonego kierowcę. Czy ten człowiek nie mógł uważnie się rozejrzeć? Czy nie wiedział, że wjeżdża na tory?
W Polsce jest tak, iż znaczna część społeczeństwa ma za nic nie tylko obowiązujące przepisy, ale i zasady zdrowego rozsądku. Odmóżdżanie społeczeństwa niestety postępuje. Może więc zamiast zapór na przejazdach należałoby stosować podnoszone kolczatki?
Zapala się sygnalizacja, podnosi się listwa z kolcami. Chcesz wjechać na przejazd? Chcesz ominąć półzapory? No to będziesz miał załatwione wszystkie opony. Myślę, że tylko taki argument mógłby dotrzeć do części naszych "mistrzów kierownicy". Niestety.
Polski kierowca