Nie pozwólmy, by truły nas samochody z silnikiem Diesla!

Coraz częściej mówimy w dzisiejszych czasach o ekologii i coraz częściej zwracamy uwagę na to, co wydobywa się z rur wydechowych naszych samochodów. Niestety nadal na polskich drogach spotkać można samochody, które kopcą czarnym dymem. Na ten ciągle nierozwiązany problem zwrócił ostatnio uwagę nasz czytelnik, który przesłał do nas przykłady nagrań z takimi właśnie pojazdami, wyjaśnił jak bardzo szkodliwe substancje wydobywają się z rur niektórych samochodów, a także zaproponował rozwiązanie tej kwestii.

Szanowna redakcjo, wyobraźcie sobie taką oto scenę: stoję przed skrzyżowaniem, czekam na sygnał zielony. Przede mną zatrzymał się inny samochód. Na sygnalizatorze pojawia się zielone światło. Poprzedzające auto rusza, a z jego rury wydechowej buchają kłęby czarnego dymu. Za chwilę czuję też w moim samochodzie charakterystyczną woń parafiny. Aż robi się niedobrze! Widok zupełnie jak na tym filmiku:

Taksówka co chwilę wypuszcza z rury kłęby czarnych spalin. Kierowcy jadący za nią chcąc nie chcąc wdychają tę rakotwórczą sadzę.

Reklama

Tutaj następny kopcący diesel:

I jeszcze jeden przykład samochodu emitującego za sobą czarną, śmierdzącą zasłonę dymną. Na drogach jest ich pełno!

Tylko dlaczego nie ma ich na drogach krajów bardziej cywilizowanych i dbających o zdrowie obywateli? Tam takich diesli nie spotyka się. Dlaczego? Bo tam tak dymiący pojazd zostałby szybko odholowany na policyjny parking. W Niemczech za wjazd samochodem bez oznaczeń uwzględniających przepisy ekologiczne można zapłacić mandat w wysokości 80 euro plus 25 euro opłaty administracyjnej, w Belgii nawet około 500 euro, a w Danii wjazd do Kopenhagi może kosztować nawet 2700 euro, przy czym samochód jest zatrzymywany do czasu opłacenia kary. W Polsce takie dymiące diesle na nikim nie robią wrażenia. Są kierowcy, którzy doskonale wiedzą, jak dymi ich auto, ale wcale się tym nie przejmują, czują się bezkarni. A my to wszystko wdychamy. Co dokładnie? Przyjrzyjcie się z bliska dymiącemu dieslowi:

Ten czarny dym to przede wszystkim sadza powstała w wyniku niecałkowitego spalania oleju napędowego. Czy wiecie co on zawiera? Spaliny silnika Diesla są przyczyną zarówno ostrych, jak i przewlekłych szkodliwych zmian w układzie oddechowym, głównie w postaci astmy oraz w układzie sercowo‐naczyniowym. Są też czynnikiem mutagennym i rakotwórczym zaliczanym do grupy 2A wg Międzynarodowej Organizacji Badań nad Rakiem. Ich rakotwórczość stawiana jest na równi z azbestem! Główną przyczyną nowotworów płuc, przede wszystkim gruczolaków i gruczolakoraków, są przedostające się do strefy wymiany gazowej płuc submikronowe cząstki stałe spalin, na których powierzchni znajdują się substancje chemiczne, m.in. mutagenne i rakotwórcze wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i ich nitrowe pochodne. Cząstki te łatwo się wchłaniają i gromadzą w pęcherzykach płucnych. Pozostają w nich na długi czas. Jedna taka "inhalacja" spalinami z diesla jadącego przez nami zatruwa nasz organizm na wiele tygodni.

Co gorsza, jadąc za takim dymiącym szmelcem, nie mamy praktycznie możliwości uniknięcia wdychania tej sadzy. Nawet jeśli włączymy w kabinie wewnętrzny obieg powietrza, to zazwyczaj i tak część spalin przedostała się już do wnętrza naszego auta. Jesteśmy więc poddawani przymusowej inhalacji wszelkim rakotwórczym świństwem, jakie emituje jadący przed nami złom.

Ale dlaczego te samochody emitują tak groźne substancje? Nowoczesny silniki Diesla spełnia bardzo wyśrubowane normy spalin, ale nawet niemłody, ale sprawny i dobrze utrzymany diesel nie powinien dymić. Niestety w naszym kraju jeździ bardzo dużo starych samochodów, których jednostki wysokoprężne są w bardzo przeciętnym stanie technicznym. A ich właściciele śmieją się tylko, powtarzając, że "diesel musi dymić"...

Na tym jednak nie kończy się niefrasobliwość właścicieli diesli. Wpiszecie sobie w wyszukiwarkę hasło "filtr DPF", to pierwsze co się wam wyświetli, to reklamy warsztatów zajmujących się usuwaniem tych filtrów.

DPF to stosowany w silnikach diesla filtr cząstek stałych, a więc właśnie tej sadzy, którą widzieliście na filmach. Podczas jazdy miejskiej taki filtr ulega zapchaniu i powoduje zmniejszenie osiągów pojazdu. Są oczywiście sposoby na jego udrożnienie (poprzez wypalenie zanieczyszczeń), możliwa jest także wymiana filtra DPF. To wszystko jednak kosztuje, niekiedy nawet kilka tysięcy złotych. Trudno się spodziewać, by właściciel 20-letniego sprowadzonego z zachodu samochodu wydał taką kwotę na filtr DPF, gdyż przekroczyłaby ona wartość całego auta.

Co zatem robi polski kierowca? Po prostu taki filtr usuwa. Montuje emulator, którego zadaniem jest oszukanie komputera samochodowego, aby nie wykrył i nie sygnalizował, że filtra już nie ma. Oznacza to oczywiście znacznie, ponad dziesięciokrotnie zwiększoną emisję rakotwórczej sadzy, ale i tym nie trzeba się przejmować. Dlaczego? Bo polskie normy emisji cząstek stałych dla silników Diesla są wręcz przedpotopowe.

Obecnie w nowoczesnym samochodzie osobowym z silnikiem wysokoprężnym emisja cząstek stałych wynosi średnio 0,03 M-1. Po usunięciu DPF-a emisja rakotwórczych cząstek gwałtownie wzrasta kilkadziesiąt razy i wynosi około 0,5 M-1. Ale z punktu widzenia polskich przepisów to nic takiego, bo polska norma wynosi 1,5 M-1. Oznacza to, że polskie prawo zezwala na emisję spalin 50-krotnie wyższą, niż ta osiągana przez współczesne silniki Diesla.

Przepisy określające sposób wykonania badań technicznych polskich samochodów też są przestarzałe, bo nie wymagają użycia przez diagnostów testerów OBD. Taki tester pozwoliłby od razu wykryć usunięcie filtra DPF. Jak to możliwe, że przez 30 lat nie dostosowano polskich przepisów i norm do poziomu technicznego nowoczesnych silników Diesla?

Nie rozumiem zupełnie jak można było doprowadzić do takiej sytuacji i nie rozumiem dlaczego się nic z nią nie robi. Zdaję sobie sprawę, że wielu kierowców nie stać na nowe samochody i kupują stare, wysłużone auta. Mnie także nie stać na nówkę z salonu, ale utrzymuję swoje auto w dobrym stanie technicznym i chyba każdy powinien tak robić. Liczę na to, że urzędnicy wreszcie wezmą się za robotę i opracują takie przepisy, które pozwolą wyeliminować z polskiego krajobrazu te śmierdzące i kopcące samochody. Mam nadzieję, że mój apel się do tego przyczyni.

Z pozdrowieniami, stały czytelnik Maciej

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy