Minister stawia ultimatum Stellantisowi. Stawką pieniądze z KPO

Stosunki Stellantisa z włoskim rządem wciąż nie należą do najlepszych. Włoski minister przemysłu przedstawił koncernowi ultimatum. Sprawa dotyczy budowy fabryki akumulatorów, a stawką są fundusze z Krajowego Planu Odbudowy.

Włochy stawiają Stellantisowi ultimatum. Chodzi o 370 mln euro

Stellantis, razem z Mercedesem i Total Energies, jest udziałowcem spółki joint venture Automotive Cells Company. Jej celem było wybudowanie do 2030 roku w Europie trzech gigafabryk litowo-jonowych akumulatorów. Pierwszy zakład uruchomiono już w Douvrin we Francji. Kolejne miały ruszyć w Kaiserslautern w Niemczech i w Termoli we Włoszech. W związku ze zmniejszonym popytem na samochody elektryczne postanowiono jednak zmienić plany. Prace nad nowymi zakładami zostały wstrzymane.

Reklama

Taka decyzja nie podoba się włoskiemu rządowi, który już od dawna ma napięte stosunki z koncernem. Włoski minister przemysłu, Adolfo Urso, postawił teraz Stellantisowi ultimatum. Zapowiedział, że spodziewa się szybkiej deklaracji zobowiązującej do budowy zakładu w Italii - informuje agencja Reuters. Stawką są tutaj środki z Krajowego Planu Odbudowy w kwocie 370 mln euro. Jeśli koncern stwierdzi, że nie zbuduje zakładu, fundusze zostaną przeniesione na inną inwestycję. "Nie możemy sobie pozwolić na utratę funduszy, ponieważ Stellantis nie dotrzymuje swoich zobowiązań" - skwitował cytowany przez agencję Urso. 

Włochy i Stellantis mają trudne relacje

Działania mające wymusić na Stellantisie decyzję o budowie zakładu są jednym z kroków włoskich władz mających na celu rozruszanie krajowego rynku motoryzacyjnego. A relacje z rządu z koncernem nie należą obecnie do najlepszych. Władze firmy w ostatnim czasie mocno redukują liczbę zatrudnionych osób w swoich fabrykach znajdujących się w Italii (choć warto zaznaczyć, że ma to miejsce również w innych krajach, przykładowo w związku zakończeniem produkcji RAM 1500 Classic w zakładzie w Detroit pracę stracić może prawie 2,5 tys. osób).

Napiętych relacji Stellantisa z Rzymem z pewnością nie poprawiło również produkowanie samochodów włoskich marek poza granicami tego kraju. Przykładem jest oczywiście sprawa Alfy Romeo Milano. Zdecydowano, że crossover będzie produkowany w Tychach - to pierwszy przypadek w ponad stuletniej historii marki, kiedy jej auto nie wyjeżdża z włoskich zakładów. Sam dyrektor generalny koncernu, Carlos Tavares, tłumaczył taką decyzję niższymi kosztami produkcji w Polsce niż we Włoszech.

Wspomniany już minister Urso stwierdził jednak, że w związku z tym nowa Alfa nie może nazywać się Milano. Chodzi tutaj o ustawę, która zabrania używania włoskich nazw dla produktów pochodzących spoza Włoch. Ostatecznie Stellantis zaledwie kilka dni po oficjalnej premierze podjął decyzję o zmianie nazwy modelu na Junior. Włoscy politycy krytykowali również decyzję o produkowaniu Fiata Grande Pandy w Serbii (warto jednak zaznaczyć, że Panda trzeciej generacji, po modernizacji, wciąż jest produkowana we Włoszech).

Stellantis będzie sprzedawać chińskie samochody

By rozruszać krajowy przemysł motoryzacyjny włoski rząd miał prowadzić rozmowy również z chińskimi producentami. Krytycznie do tego odnosił się szef Stellantisa. Z drugiej strony nie przeszkadzało mu to sprowadzić do Europy chińską markę Leapmotor. Do Europy płynie pierwsza partia aut. Obejmuje ona dwa modele, z którymi producent rozpocznie działalność w naszym kraju - miejski T03 oraz SUV segmentu D, C10. Samochody nie będą jednak wyłącznie transportowane bezpośrednio z Państwa Środka - będą również wyjeżdżać z europejskich zakładów, także z Polski. W czerwcu koncern potwierdził rozpoczęcie montażu testowych egzemplarzy modelu T03 w fabryce w Tychach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Stellantis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama