Minister klimatu jeździ 18-letnim VW. "Bo nie mam pod domem ładowarki"
Wiceminister klimatu i środowiska Urszula Zielińska wytłumaczyła na antenie "Radia Plus", dlaczego zamiast samochodu elektrycznego korzysta z 18-letniego Volkswagena. Liderka partii Zielonych z rozbrajającą szczerością odpowiedziała, że jeździ autem spalinowym, bo nie ma pod blokiem ładowarki i nie chce ciągnąć do auta przedłużacza z drugiego piętra. Na słowach minister klimatu suchej nitki nie zostawił m.in. Krzysztof Stanowski, a my sprawdziliśmy, o jakiego Volkswagena chodzi. Lepiej usiądźcie.
Prowadzący program "Sedno Sprawy" w "Radiu Plus" Jacek Prusinowski zapytał szefową Zielonych i jednocześnie wiceminister klimatu i środowiska Urszulę Zielińską, dlaczego jako osoba majętna, nie jeździ samochodem elektrycznym.
Potok rozbrajającej szczerości pani minister przybrał jeszcze na sile, gdy dziennikarz zapytał - tu cytat - czy "dla klimatu nie mogłaby Pani pojechać, naładować gdzie indziej? Serio?"
Ubolewam, że dziennikarz "Radia Plus" nie zapytał, dlaczego dysponując tak wspaniałym transportem publicznym, pani minister klimatu i środowiska nie zdecydowała się pozbyć swojego starego, spalinowego samochodu. Ulżyłaby tym m.in. zatłoczonej Warszawie, w której - według radnych Lewicy - "mieszka więcej samochodów niż ludzi".
Chcielibyście wiedzieć, o jakie auto chodzi? Biorąc pod uwagę przywództwo w partii Zielonych obstawiałbym model Up! Ten produkowany był jednak dopiero od 2011 roku, zostały mi więc jedynie budżetowy Fox albo miejskie Polo. Trafiłem? A gdzież tam. Pudło!
Z oświadczenia majątkowego Urszuli Zielińskiej wynika, że jest ona właścicielką Volkswagena Beetle z 2005 roku. Tak, tak. Zamiast promować elektomobilność, szefowa polskich Zielonych jeździ spalinowym (z oświadczenia nie wynika czy samochód ma pod maską silnik benzynowy czy wysokoprężny), dobiegającym pełnoletności, autem w stylu retro.
W tym miejscy wypada dodać, że w przeciwieństwie chociażby do miejskiego Fiata 500, reinkarnację Garbusa trudno uznać za sprzedażowy sukces. Auto powstało na płycie podłogowej rodzinnego Golfa czwartej generacji, ale było od niego o wiele mniej praktyczne, za to sporo droższe.
Samochód zasłynął m.in. gadżetem w postaci zamontowanego na desce rozdzielczej wazonika na kwiatek. Volkswagen zrezygnował z bagażnika (zaledwie 209 l pojemności) i miejsca w kabinie, ale wyprodukował plastikowy wazonik na deskę rozdzielczą tylko po to, by właściciele New Beetle’a mogli wozić ze sobą wyszarpaną matce ziemi - lub wytłoczoną na wtryskarce - roślinkę. Ależ oni to wymyślili! Zupełnie nie dziwi mnie, że Zieloni mogą mieć sentyment do tego modelu.
Pani minister klimatu i środowiska, szefowa partii Zielonych, chociaż może pozwolić sobie na zakup lub wynajem auta elektrycznego (lub nawet nowego spalinowego czy hybrydowego), świadomie utrzymuje na polskich drogach starego grata, który w najlepszym wypadku spełnia normę emisji Euro 4 (rocznikowo odpowiada Euro 3). Dlaczego? Cytując klasyka - "nie wiem, ale się domyślam".
Znając (od spodu) kilka Volkswagenów New Beetle łudzę się jeszcze, że szefowej Zielonych może chodzić o ochronę nowych form życia, które najpewniej - i mówię to z pełną odpowiedzialnością - strawiły już większość poszycia progów jej auta. O jej miłości do przyrody świadczy przecież chociażby wpisany w oświadczenie majątkowe prywatny las (0,36 ha) wyceniony przez nią na 71 677 zł.
Boje się jednak, że w rzeczywistości chodzi jednak o coś zupełnie innego - poczucie niezależności, bezpieczeństwa i wygody, jakie daje dziś posiadanie własnego, nawet starego i wyeksploatowanego samochodu spalinowego.
Rozbrajająca elokwencja nowej "ministry" klimatu sprawiła, że wystąpienie na antenie "Radia Plus" odbiło się szerokim echem. Celny komentarz do jej słów umieścił na platformie X m.in. dziennikarz Krzysztof Stanowski. Założyciel youtubowego "Kanału Zero" skomentował nagłówek "DoRzeczy", którego redakcja opatrzyła swój materiał na ten temat tytułem "Dlaczego Zielińska nie jeździ autem elektrycznym. "Nie mam ładowarki pod blokiem". Stanowski z typową dla siebie dyplomacją zapytał:
Oczywiście, każdy posiadacz auta elektrycznego wie, że taki samochód nie ma najmniejszego sensu, jeśli nie możemy go naładować w domu (i nie - nie da się tego zrobić przy wykorzystaniu przedłużacza). Korzystanie z publicznych stacji jest nie tylko czasochłonne, ale i droższe niż tankowanie samochodu benzyną. Więc tłumaczenie pani minister ma oczywiście sens. Ale zupełnie inną sprawą jest wizerunek przewodniczącej partii Zielonych, która jeździ starym, 18-letnim samochodem spalinowym.
Na marginesie dodam, że rozbrajająco szczera wypowiedź minister klimatu i środowiska padła w kilka dni po tym, jak jej kolega z resortu Krzysztof Bolesta przyznał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że w ministerstwie ruszyły już prace nad nowymi podatkami od samochodów. Do ich wprowadzenia obligują Polskę zapisy Krajowego Planu Odbudowy.