Maski i rozporządzenie. Ani słowa o przestrzeni publicznej!

​Od czwartku 16 kwietnia, wychodząc z domu, będziemy musieli zakrywać twarze maseczkami, szalikami czy chustkami. Jak wielokrotnie słyszeliśmy w wystąpieniach premiera i ministra zdrowia, nakaz ten ma dotyczyć osób przebywających w "przestrzeni publicznej". Ale czy rzeczywiście tylko tam? Otóż najnowsze przepisy mówią inaczej, a literalne zastosowanie się do ich postanowień oznaczałoby duże utrudnienia dla milionów kierowców i pasażerów samochodów, a jednocześnie ulgę dla... piratów drogowych.

W rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 10 kwietnia 2020 r. "w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii" czytamy (§ 18): "Od dnia 16 kwietnia 2020 r. do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania, przy pomocy części odzieży, maski albo maseczki, ust i nosa podczas przebywania poza adresem miejsca zamieszkania lub stałego pobytu." Powtórzmy: "podczas przebywania poza adresem miejsca zamieszkania lub stałego pobytu". Ani słowa o przestrzeni publicznej!

Początkowo sądziliśmy, że taki zapis wynika z klasycznego legislacyjnego bałaganiarstwa i brakoróbstwa, ale nie. Oto rzecznik rządu Piotr Müller przyznał w rozmowie z radiową dziennikarką, że był to zabieg celowy. Chodziło o to, by maseczkowo-szalikowy obowiązek miał możliwie najogólniejszy charakter, ponieważ zbyt szczegółowe, jak to określił, "wylistowanie", w jakich sytuacjach twarz usta i nos należy zakrywać, a kiedy i gdzie niekoniecznie, rodziłoby mnóstwo kolejnych pytań i wątpliwości. Zapytany wprost, czy to oznacza, że maseczkę trzeba mieć na twarzy również we własnym samochodzie, przyznał, że w świetle aktualnego prawa tak, choć niewykluczone, że kontrowersyjny przepis będzie jeszcze doprecyzowany.

Reklama

A zatem, jeżeli nic się do tego czasu nie zmieni, pamiętajcie, że od czwartku koniec z jedzeniem, piciem i paleniem papierosów w aucie. Nie da się przecież tego zrobić bez odsłonięcia, choćby na chwilę, ust. Kto tak uczyni, złamie prawo i narazi się co najmniej na mandat. Nie liczylibyśmy tu na pobłażliwość policji, która tak ochoczo i słono karze ostatnio za różnorakie przewinienia, na przykład za jazdę rowerem po nadrzecznym bulwarze.

Na szczęście w tym samym wywiadzie pan rzecznik mimowolnie wskazał domniemanym winowajcom furtkę, która pozwoli uniknąć im grzywny. Poproszony o ustosunkowanie się do zarzutu, że przedstawiciele władzy, upamiętniający 10 kwietnia w Warszawie rocznicę katastrofy smoleńskiej, wystąpili gromadnie, bez masek na twarzach (niektórzy je mieli - zsunięte pod brodę) i nie zachowywali bezpiecznych odległości, odparł, że uroczystość pod pomnikiem nie była zgromadzeniem publicznym, bowiem uczestniczący w niej oficjele byli w gruncie rzeczy w pracy. Poza tym spotykają się ze sobą na co dzień, więc ich postępowanie nie zwiększało zagrożenia epidemicznego.

Kto zostanie przyłapany bez maseczki w pojeździe służbowym lub zarejestrowanym na firmę, będzie mógł zastosować tę samą linię obrony. Powołując się na przytoczone wyżej wytłumaczenie usprawiedliwić się, że jazda takim wozem mieści się w ramach "wykonywania obowiązków służbowych". Nawet jeżeli ograniczałoby się to do układania planu na następny dzień pracy albo obmyślania nowej, biznesowej strategii.

Po podobną wymówkę można też sięgnąć w przypadku naruszenia innego paragrafu najnowszego rozporządzenia. Tego, który odnosi się do "pojazdów samochodowych  przeznaczonych konstrukcyjnie do przewozu więcej niż 9 osób łącznie z kierowcą". W takim pojeździe "można przewozić, w tym samym czasie, nie więcej osób niż wynosi połowa miejsc siedzących." Jeżeli jest to wożący pracowników zakładowy autobus czy bus, zawsze można rzec: ale o co chodzi? Przecież my w tym samym składzie codziennie spotykamy się w robocie...

Zauważmy, że ewentualne "doprecyzowanie" przepisów, powrót do pojęcia przestrzeni publicznej, a co za tym idzie wyłączenie z obowiązku noszenia maseczek kierowców i pasażerów samochodów, nie do końca załatwi sprawę. Co na przykład począć z kabrioletami? Owszem, jadąc z otwartym dachem siedzimy w aucie, ale wydychamy powietrze, a wraz z nim nie daj Boże wirusy, w przestrzeń publiczną.

Tak czy inaczej, jak wspomnieliśmy na wstępie, przymus czy choćby pozwolenie na zakrywanie twarzy ucieszy piratów drogowych. Zamaskowanego sprawcy wykroczenia nie da się zidentyfikować na podstawie zdjęcia z fotoradaru, co da doskonałą okazję, by wyłgać się z mandatu z przekroczenie prędkości. 

Aktualizacja.  Rozporządzenie zakładające m.in. obowiązek zasłaniania twarzy w miejscach publicznych będzie znowelizowane, ta kwestia zostanie doprecyzowana - poinformował we wtorek rzecznik resortu zdrowia, Wojciech Andrusiewicz. Dodał, że nowelizacja ma być w środę. 

Cieszymy się. Prawo stanowią bowiem rozrządzenia, a nie wypowiedzi na konferencjach prasowych ministrów, wiceministrów czy  ich rzeczników, czy "widzimisię" policjantów.  TUTAJ znajdziesz wypowiedź  na ten temat ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.

Prawo powinno być napisane jasno i czytelnie oraz uchwalone z wyprzedzeniem, by każdy miał czas się z nim zapoznać i przygotować. Tymczasem w środę mamy mieć nowelizację rozporządzenia, a w czwartek - przepisy mają wejść w życie. Taki tryb stosowany jest raczej w tzw. republikach bananowych, a nie krajach demokratycznych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy