Marlboro Adventure Team - "szóstka" na Cypr

W niedzielę rano, 8 lipca zakończył się ogólnopolski obóz szóstej edycji Marlboro Adventure Team w Polsce. Poznaliśmy szóstkę kandydatów, którzy na początku sierpnia wyjadą na Cypr. Dwójka z nich pojedzie jesienią do USA na swoją tysiącmilową przygodę życia.

W niedzielę rano, 8 lipca zakończył się ogólnopolski obóz szóstej edycji Marlboro Adventure Team w Polsce. Poznaliśmy szóstkę kandydatów, którzy na początku sierpnia wyjadą na Cypr. Dwójka z nich pojedzie jesienią do USA na swoją tysiącmilową przygodę życia.

Upalna, letnia pogoda powitała 23 zwycięzców eliminacji regionalnych Marlboro Adventure Team w Jaworzu w okolicach Drawska Pomorskiego. Uczestnicy rozbili dobrze im znane czerwone namioty nad jeziorem Trzebuń Mały pod wieczór 4 lipca. Niewiele było czasu na wspominanie poprzednich spotkań. Zaraz po kolacji uczestnicy zapoznali się z mapami rozległych i bezludnych terenów wokół obozowiska. Instruktorzy zaznajomili ich też z obsługą kompasu i GPS. Przez trzy dni wskazywały im drogę do największej przygody ich życia. Uczestników podzielono na trzy zespoły. Każdego dnia pokonywali oni jedną z trzech tras.

Reklama

Z napędem 4X4

Uczestnicy pokonywali jeepami 40 kilometrowe trasy. Na poszczególnych punktach kontrolnych czekały na nich zadania specjalne. Musieli je znaleźć na podstawie odczytów GPS. Okazuje się, że nie wszyscy tak samo dobrze spełniali rolę nawigatorów, dlatego czasem trzeba było zawracać na wąskich drogach.

Organizatorzy poprowadzili trasę przez efektowne kałuże, pokonanie których przekraczało możliwości niektórych kierowców. To z kolei pozwalało sprawdzić współpracę w grupie. - O nareszcie błoto, to uwielbiam! - krzyknęła Monika Kurek z Pecnej i po chwili razem z kolegami po kolana w wodzie wypychała samochód. - A ja już wiem po co nam były potrzebne "wodoszczelne buty" opowiada Joasia Kuciel z Katowic.

Przez cały dzień uczestnicy uczyli się jazdy w różnych warunkach terenowych. Wnioski z błędów popełnionych na jednej przeszkodzie pomagały pokonać następną. Nie obyło się bez awarii sprzętu. Już pierwszego dnia nawaliło sprzęgło w jednym z jeepów - To typowy błąd niedoświadczonych kierowców - mówił instruktor Michał Rej - nie można jeździć na tzw. "półsprzęgle", najlepiej w ogóle go nie dotykać, oprócz oczywiście zmiany biegów.

Najpiękniejszy dzień życia, czyli co Ty wiesz o kurzu

Także czterdziestokilometrowa trasa była pokonywana przez czterokółki. - To idealne połączenie motorów ENDURO z jeepami - opowiadał instruktor Jacek Bujański,- tyle, że na motorze trzeba posiadać duże kwalifikacje, a samochód nie daje tak wielkiego kontaktu z terenem. - Uczestnicy początkowo poznawali możliwości swoich pojazdów. Wstępne ćwiczenia przerywane zadaniami specjalnymi trwały na zakurzonych drogach aż do obiadu. - Tylko nie objadajcie się za bardzo przestrzegał instruktor Arkadiusz Zaremba, bo po południu sprawdzimy czego się nauczyliście i może was trochę wytrząść. Rzeczywiście po południu trasa nie wiodła już polnymi drogami, ale biegła w górę i w dół. Organizatorzy znaleźli zacienione miejsca z kałużami i błotem. Mimo upału wodne przeszkody nie wyschły do końca, a uczestnicy przekonali się, że na czterokółce można wjechać prawie wszędzie. - W trudnych warunkach, kiedy wszyscy są już trochę zmęczeni, najlepiej widać współpracę w grupie. Kto stoi z boku a kto nie boi się wejść do błota, kiedy quad kolegi w nim utknie- mówi Jacek Bujański. Dodatkową atrakcją był przejazd przez niewielką rzeczkę, w której nareszcie można było zmyć z siebie cały brud dnia. Kąpiel trwałaby pewnie w nieskończoność, gdyby nie ostatnie zadanie specjalne, czyli jazda konna.

W stepie szerokim...

Rozległa łąka przypominała step na kresach wschodnich. Przesiadka z czterech kół na cztery kopyta to nowe wyzwanie dla uczestników. Łatwiej było zapanować nad końmi mechanicznymi. Cieszyły nawet małe "osiągnięcia": - Nie spadłem, zauważcie że nie spadłem! - krzyczał Tomek Jakimowicz z Józefowa. Zdecydowanie lepiej radziły sobie dziewczęta. To najpiękniejszy dzień mojego życia - westchnęła Edyta Borowska z Białegostoku pod koniec pełnego wrażeń dnia.

Przeprawa przez Amazonię

" Do punktu czerpania wody" - ten drogowskaz mijali uczestnicy po drodze do startu dnia wodnego. Po sprawnym wyładowaniu kajaków z ciężarówki rozpoczął się... marsz po wodzie. Przez dawno nie używany, płytki kanałek trzeba było przeciągnąć kajak. Tu przewagę miały drobniejsze z reguły dziewczęta, bo brodząc po kolana w wodzie nie musiały się za bardzo schylać ciągnąc lub popychając kajak. Co sprytniejsi uczestnicy użyli swoich bandanek, chcąc przedłużyć cumę na dziobie ułatwiającą ciągnięcie kajaka. Przez kilka ostatnich dni pogoda dopisywała, więc poziom wody opadł o kilka centymetrów. Kajakarze musieli więc przejść prawie kilometr, przedzierając się przez zmurszałe pnie drzew, zarośla i krzewy. - To wygląda niemal jak Amazonka, - słychać było głosy uczestników. Nic więc dziwnego, że po godzinie przedzierania się, gdy poziom wody na to pozwalał, wszyscy z ulgą wskoczyli do kajaków. Wydawało się, że jezioro jest tuż, tuż. Jednak zarośla utrudniające przeprawę nie skończyły się. Wreszcie po przedarciu się przez wodne lilie i grążele żółte oczom kajakarzy ukazało się jezioro Głębokie.

Zamaczamy!

Tu kończył się etap kajakowy, a zaczynały pontony. Cztery osoby musiały się idealnie zgrać wykonując wymyślne zadania przygotowane przez instruktora Januarego Grabowskiego i jego kolegów. "Bączek" to kręcenie się wokół własnej osi. Wywrotki i wylewanie wody z pontonów też należą do ABC wodnego rzemiosła. Wszystkich natomiast zaskoczyło pływanie z zawiązanymi oczami. "Niewidoma" słuchała się poleceń widzącego kapitana. Ważna była koordynacja ruchów. - Na raz zamaczamy wiosła! komenderowała jedna z uczestniczek. Było to jedno z trudniejszych ćwiczeń na wodzie, dlatego często uczestnicy kończyli w szuwarach.

Wysoko nad ziemią

Jak zwykle dużo emocji przyniosły zajęcia wspinaczkowe. Nad obozem górowała ścianka wspinaczkowa ze wspaniałym widokiem z Utah. Nie mniej interesujące były zabawy na linach. Mostem komandoskim składającym się z dwóch lin, uczestnicy wchodzili na wysokość dziesięciu metrów. Następny etap to tzw. leniwiec zakończony zjazdem kolejką tyrolską na łąkę. Było to przygotowanie do ostatniego w tym dniu zadania. Druga kolejka była dwa razy wyższa, a lina była tak zawieszona, że uczestnicy kończyli zjazd w jeziorze ku uciesze zgromadzonych na brzegu kibiców. Była to bowiem jedna z najbardziej widowiskowych konkurencji. Zwłaszcza że liny kolejki nie było widać z brzegu, więc nagle znikąd wylatywał człowiek i z okrzykiem radości lądował w wodzie. Oprócz tradycyjnych okrzyków iiiihaa i uaaaa niektórzy zdążyli powiedzieć nawet całe zdania w czasie lotu. - Pozdrawiam dziewczyny z mojej drużyny, krzyczał Tomek Donhefner z Tarnowa, co spotkało się z wyraźnym aplauzem płci pięknej oczekującej na swoją kolej. Potem tylko wielki plusk i ostatnie sto metrów trzeba pokonać wpław. Na brzegu już czekało rozpalone ognisko i koledzy, którzy wcześniej skończyli swoje konkurencje.

Przy ognisku

Codzienne zmagania kończyły się tradycyjnym ogniskiem. Jedni opowiadali o swoich zadaniach, a inni woleli aby zostały one dla nich niespodzianką. Dopiero ostatniego wieczora, wszyscy zupełnie rozluźnieni opowiadali najbardziej przejmujących przeżyciach. To ognisko było wyjątkowe także dlatego, że na ogromnym ekranie wyświetlono filmy z zakończonych właśnie eliminacji. Zostały one nakręcone w trakcie zajęć i zmontowane przez samych uczestników. I choć czasem trzęsła się kamera, a kadry były nieostre, dla zespołów, które się ze sobą zżyły, filmy te były ważniejsze od super produkcji Hollywood. Zabawa tradycyjnie w czasie finału trwała do białego rana.

I chociaż na międzynarodowy obóz na Cyprze pojedzie tylko sześć osób, to dla wszystkich tych kilka dni pozostanie w pamięci na długo. - Najpierw chciałam jak najszybciej wrócić do domu, żeby opowiedzieć o moich wrażeniach i przeżyciach. - mówi Karolina Turska z Grójca, - teraz nie wiem czy ktokolwiek mi w to uwierzy....

A oto szóstka uczestników, których od wielkiej przygody w Stanach dzieli już tylko jeden etap eliminacji.

1. Sylwia Tańska z Rybnika

2. Monika Kurek z Pecnej

3. Karolina Turska z Grójca

4. Tomasz Jakimowicz z Józefowa

5. Jakub Zwoliński z Poznania

6. Sebastian Śladowski z Dąbrowy Górniczej

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | instruktor | etap | wody | szóstka | Cypr | marlboro | team
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy