Ludziom naprawdę trudno dogodzić. Zwłaszcza Polakom
Ludziom naprawdę trudno dogodzić. Ciągle psioczą na władzę, która według nich w ogóle nie dba o zwykłych obywateli, ale kiedy wreszcie taką troskę okaże - też narzekają.
Ostatnio tę prawidłowość potwierdziły wydarzenia z Limanowej w Małopolsce. Mieszkańcy jednego z tamtejszych osiedli protestują przeciwko budowie ekranów dźwiękochłonnych, które mają ich chronić przed hałasem z drogi krajowej nr 28. Zorganizowali blokadę tej drogi, pełnią przy niej dyżury, ale urzędnicy uparli się, że ekrany i tak postawią, bo wymagają tego przepisy.
Z konieczności stawiania ekranów dźwiękochłonnych nie cieszą się również samorządowcy. Ich zdaniem, polskie normy ochrony przed hałasem, jedne z najostrzejszych w Europie, są zbyt restrykcyjne.
Z tymi ekranami rzeczywiście jest jakaś dziwna sprawa. Jeszcze całkiem niedawno uważano je za szczyt nowoczesności, niezbędny element każdej drogowej infrastruktury. Powszechnie domagano się ich wznoszenia, nawet tam, gdzie zdaniem specjalistów były zupełnie niepotrzebne. Z czasem okazało się jednak, że nie ma za czym tęsknić. Wiele sąsiadów ruchliwych dróg i ulic na własnej skórze przekonało się, że bariery akustyczne owszem, wyłapują trochę decybeli, ale bynajmniej nie zapewniają pełnego komfortu.
Poza tym są zazwyczaj brzydkie, mogą powodować uczucie klaustrofobii (nie jest miło budzić się w pokoju, którego okna wychodzą wprost na ścianę dźwiękochłonnych paneli) i utrudniają codzienne życie, na przykład wydłużając i komplikując dostęp do przystanków komunikacji publicznej, przydrożnych sklepów itp. Tak stało się choćby w Lubiczu koło Torunia, gdzie ekrany, które pojawiły się przy nowym węźle autostradowym, praktycznie odcięły mieszkańców od świata. Sprawa oparła się o Wojewódzki Sąd Administracyjny, który stwierdził, że bariery akustyczne postawiono z naruszeniem prawa, a ich budowy nikt z okoliczną ludnością nie konsultował.
Takich sytuacji jest zresztą więcej. W Krakowie nie wzbudziły, delikatnie mówiąc, entuzjazmu ekrany odgradzające osiedla na Ruczaju od nowo budowanej linii tramwajowej. W Poznaniu burzyli się przedsiębiorcy, ze zrozumiałych względów obawiający się, że ich firmy, zlokalizowane w budynkach przy ruchliwej ulicy, po postawieniu betonowych ekranów po prostu znikną klientom z oczu. Tak jak to się stało przy słynnej zakopiance między Myślenicami a Lubniem. Kiedyś jadący tędy kierowcy i pasażerowie mogli spokojnie podziwiać malowniczy krajobraz. Teraz przemieszczają się dużo szybciej, lecz jakby w tunelu, bowiem droga na tym odcinku została obudowana ekranami - psującymi widok, a przy okazji odcinającymi podróżnych od pobliskich lokali gastronomicznych i placówek handlowych.
A jak radzą sobie z tym problemem za granicą? Inaczej
Z konieczności stawiania ekranów dźwiękochłonnych nie cieszą się również samorządowcy. Ich zdaniem, polskie normy ochrony przed hałasem, jedne z najostrzejszych w Europie, są zbyt restrykcyjne. A to właśnie one zmuszają do budowania barier akustycznych, także wbrew woli tych, których mają chronić. Koszt ustawienia ekranów na odcinku jednego kilometra może sięgnąć 6-8 mln zł. W samej tylko Małopolsce na dostosowanie dróg wojewódzkich do limitów hałasu należałoby wydać 250 mln zł. Dlatego w kwietniu br. Roman Ciepiela, wicemarszałek Małopolski i przewodniczący Związku Województw RP zapowiedział złożenie w Ministerstwie Ochrony Środowiska propozycji zmian w prawie, łagodzących wspomniane antyhałasowe przepisy.
A jak radzą sobie z tym problemem za granicą? Inaczej. Spójrzmy choćby na Austrię. Przy tamtejszych autostradach ekranów widać niewiele. Są za to tablice ze skierowanym do kierowców apelem, by mijając położone blisko drogi zabudowania zdjęli nieco nogę z gazu, bowiem wolniejsza jazda oznacza też jazdę cichszą. Są również motywowane walką z hałasem znaki ograniczające prędkość ciężarówek - w określonych, zazwyczaj nocnych godzinach.
W Polsce nikt oczywiście takimi sprawami nie zawraca sobie głowy.
- Mieszkam, licząc w linii prostej, około kilometra od autostradowej obwodnicy Krakowa. Mimo tak znacznej, wydawałoby się, odległości, dochodzący z tej drogi szum pojazdów bywa naprawdę nieznośny - mówi nam jeden z Czytelników. - Nawet w najgorętsze letnie noce musimy spać przy zamkniętych oknach. Co ciekawe, zauważyłem, że w domach znajdujących się dużo bliżej autostrady, lecz położonych w stosunku do poziomu jej jezdni niżej niż nasz budynek, dochodzący z tej drogi hałas jest mniej dokuczliwy.
I pewnie nie pomógłby tu nawet najwymyślniejszy dźwiękochłonny ekran...