Kolejny projekt nowej akcyzy. Będzie "tylko" cztery razy drożej!

Wczoraj, na wspólnym posiedzeniu dotyczącym proponowanych zmian w podatku akcyzowym, spotkały się senackie komisje: Budżetu i Finansów Publicznych, Infrastruktury oraz Ustawodawcza. Jakie są najnowsze propozycje rządzących?

Na posiedzeniu można było usłyszeć m.in., że "Z niezrozumiałych dla Ministerstwa Finansów powodów analizą przygotowywanych rozwiązań zajęły się media". Przedstawiciele resortu próbowali deprecjonować prasowe doniesienia podnosząc chociażby kwestię niższego opodatkowania samochodów "Lamborghini". W żaden sposób nie odnieśli się jednak do merytorycznych argumentów przytaczanych chociażby przez naszą redakcję (patrz ramka z lewej). Potwierdzili natomiast, że najnowszy (przedstawiony wczoraj!) projekt, uwzględniający nowe stawki poszerzone o tzw. współczynnik deprecjacji, "z punktu widzenia budżetu nie będzie negatywny". Przekładając z języka ekonomicznego na nasz - szykują się podwyżki...

Reklama

Nowy pomysł zakłada opracowanie sztywnych tabeli opłat akcyzowych dzielących pojazdy z uwagi na przedziały pojemnościowe i normy emisji spalin. Stawka akcyzy miałaby być obliczana przy wykorzystaniu specjalnego wzoru uwzględniającego tzw. "współczynnik deprecjacji". Ten uwzględniać ma utratę wartości samochodu.

Wg nieoficjalnych informacji, wysokość współczynnika deprecjacji waha się od 0,06 w przypadku aut w wieku poniżej 2 miesięcy, do 0,9 dla pojazdów starszych niż 169 miesięcy. Oznacza to, że w przypadku 15-letniego kompaktowego auta z silnikiem poniżej 2,0 l akcyza wynosiłaby 1200 zł. Dziś  jest to około 300 przy wartości 10 tys. zł i 600 zł przy szacowanej wartości 20 tys. zł. Podsumowując: w grupie najpopularniejszych pojazdów stawka akcyzy wzrośnie nawet czterokrotnie!

W przypadku auta z jednostką napędową o pojemności między 2,5 l a 3,0 l nowa akcyza wynosić ma 2800 zł (mniej więcej dwukrotnie więcej niż obecnie przy 10 tys. zł). 4000 zł wynieść ma stawka dla silników między 3,0 a 3,5 l (ponad 2x wyższa niż dziś przy wartości 10 tys. zł i zbliżona przy wartości około 20 tys. zł.).

Proponowane rozwiązanie, niemal całkowicie, eliminowałoby, starsze niż 14-letnie, samochody z silnikami o pojemności powyżej 4,0 l (niestety, w tym również "kolekcjonerskie"). W ich przypadku wysokość akcyzy wynosiłaby - to nie żart - 56 tys. zł.

Rządzący nie wycofują się z pomysłu objęcia akcyzą "wszystkich samochodów o masie własnej do 3,5 tony". Wyłączenia dotyczyć mają tylko motocykli, samochodów elektrycznych i pojazdów zabytkowych oraz autobusów (te objęte są podatkiem od środków transportu). Na specjalne (bliżej niesprecyzowane) obniżki liczyć można będzie jednak w przypadku samochodów hybrydowych.

Z posiedzenia komisji nie dowiedzieliśmy się żadnych szczegółów dotyczących kwestii "pojazdów zabytkowych", która żywo interesuje miłośników coraz popularniejszych w Polsce youngtimerów. Kwestia "pojazdu zabytkowego" jest w polskim ustawodawstwie mocno rozmyta. Przykładowo - z Prawa o Ruchu Drogowym wynika, że chodzi "o pojazdy które na podstawie specjalnych przepisów zostały wpisane do rejestru zabytków ruchomych lub znajdują się w wojewódzkiej ewidencji zabytków, a także pojazdy wpisane do inwentarza muzealiów, zgodnie z odrębnymi przepisami". Inną definicję (tzw. "pojazd historyczny") stosuje się np. w przepisach dotyczących obowiązkowych ubezpieczeń pojazdów.

Bardzo racjonalny głos w dyskusji zabrał przedstawiciel "Związku Komisów Polskich". Wskazał on, że stawki akcyzy w formie, jaką proponowano ostatnio spowodowałyby wzrost cen najpopularniejszych samochodów używanych nawet o 30 proc. Zwrócił również uwagę, że kwota podatku akcyzowego jest powiększana o wartość podatku VAT. To z kolei uderzy w firmy legalnie handlujące samochodami i wzmocni szarą strefę. Podniósł on też bardzo ważny argument dotyczący faktu, że po drastycznym wzroście podatku na auta z dużymi silnikami skokowo wzrośnie wartość "dokumentów zarejestrowanych już w Polsce samochodów". Oznacza to, że - jak w połowie lat dziewięćdziesiątych - do łask wróci kryminalne zjawisko handlu "papierami" i "przebijania" numerów. 

Na dyskutowanym projekcie suchej nitki nie zostawił też przedstawiciel Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych. Zwrócił on uwagę na podstawowy błąd w wyliczeniach i prognozach Ministerstwa Finansów zakładający, że po wprowadzeniu nowych stawek import pojazdów używanych pozostanie na tym samym poziomie, co dotychczas!

Za proponowanymi zmianami opowiedział się za to przedstawiciel Związku Dealerów Samochodów, występujący też w roli przedstawiciela działającego przy Związku "Forum Rynku Samochodów Używanych". Stwierdził on m.in., że "nie sądzi, by dla 300 czy 500 zł ktoś decydował się na przebijanie numerów silnika" (co powtórzył dwukrotnie). W tym miejscy spieszymy wyjaśnić, że zgodnie z polskim prawem silnik jest częścią eksploatacyjną, więc nie chodzi o przebijanie numerów silnika, lecz numerów VIN. Argument o stawce rzędu 300 czy 500 zł świadczy jednak o zupełnym oderwaniu od rynkowej rzeczywistości. Przypominamy, że ostatni projekt zakładał nawet ośmiokrotny(!) wzrost akcyzy dla najpopularniejszych starszych pojazdów, więc podawane "300 czy 500 zł" są wyssane z palca...

W związku z tym, że nowe stawki - uwzględniające wspomniany już współczynnik deprecjacji - trafiły do senatorów dopiero wczoraj, wspólne posiedzenie sejmowych komisji zakończone zostało po niespełna godzinie. Po ich przeanalizowaniu, senatorowie debatować będą nad najnowszymi propozycjami 29 listopada.  

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy