Kiedy obiecane paliwo po 5 zł? Oficjalna odpowiedź rządu
W szczycie kampanii wyborczej przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi premier Donald Tusk przekonywał, że gdyby rządy w Polsce nie były sprawowane przez PiS, paliwo kosztowałoby po 5 zł za litr. Mocnych deklaracji obecnego szefa rządu nie zapomnieli członkowie samego Prawa i Sprawiedliwości, którzy wystąpili do premiera z "prośbą" wyjaśnienie dlaczego obecnie za paliwo kierowcy płacą już blisko 7 zł. Do ich pytań odnieśli się właśnie przedstawiciele resortu finansów.
Pod interpelacją skierowaną do Ministerstwa Finansów podpisało się ośmioro parlamentarzystów PiS: Dariusz Matecki, Michał Woś, Maria Kurowska, Sebastian Kaleta, Edward Siarka, Tadeusz Woźniak, Sebastian Łukaszewicz i Piotr Uruski.
Parlamentarzyści zapytali więc, kiedy premier przedstawi i wprowadzi w życie obiecywane w kampanii "bardzo konkretne rozwiązania“, które spowodują, że litr benzyny będzie kosztować 5 zł?
Już sama forma interpelacji zasługuje na uwagę, bo jej treść zaczyna się od słowa "Premierze". W oficjalnym piśmie zabrakło więc zwyczajowej formuły grzecznościowej "Panie". Nie zmienia to jednak faktu, że wspomniane deklaracje rzeczywiście padły, a kierowcy do dziś nie doczekali się ich realizacji.
Początkowo pismo skierowane było do Prezesa Rady Ministrów, ale w toku jego rozpatrywania trafiło do Ministerstwa Aktywów Państwowych, gdzie zmieniono jego adresata na Ministerstwo Finansów. W jakiś sposób odniósł się do niego przedstawiciel resortu?
Pod odpowiedzią podpisał się podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów - Jarosław Neneman. Jej treść trudno uznać za zaskakującą. Przedstawiciel resortu podkreśla, że w myśl przepisów unijnych przepisy podatkowe, które w znaczny sposób wpływają na ostateczną cenę paliwa, "powinny być zgodne z unijnymi przepisami prawa dotyczącymi podatku od wartości dodanej".
I przy okazji "wbija szpileczkę" poprzedniej ekipie rządzącej przypominając, że "rząd premiera Mateusza Morawieckiego, zdecydował o rezygnacji z obniżonych stawek VAT na paliwo od 1 stycznia 2023 roku". Dodaje przy tym, że działania polegające na stosowaniu marż wynikających z czynników pozabiznesowych są "niewskazane" i leżą w kompetencji zarządu Orlenu. Wskazuje też na art. 3751 Kodeksu spółek handlowych, w myśl którego walne zgromadzenie i rada nadzorcza "nie mogą wydawać zarządowi wiążących poleceń dotyczących prowadzenia spraw spółki".
Najprawdopodobniej nigdy, bo - tłumacząc z urzędniczego na "nasz" - ceny reguluje rynek, a nie rząd. Oczywiście trudno przypuszczać, by premier Donald Tusk nie miał świadomości mechanizmów kontroli nad rynkiem paliw przed wyborami. Zapewne miał, w przeciwieństwie do wielu wyborców. Swoją interpelacją posłowie PiS pokazali więc obłudę i cynizm swojego politycznego oponenta, którego populistyczne hasła skierowane były wyłącznie na pozyskanie jak największej liczby głosów.
Tyle tylko, że temat cen paliw to oręż, którym sam PiS walczył o głosy do ostatnich chwil październikowego głosowania. W tym miejscu warto przypomnieć, że wielu wyborców z lokali wyborczych kierowało się wprost na Orlen, by zdążyć zatankować swój samochód w zaskakująco atrakcyjnej cenie, która - w opinii analityków - stała w jaskrawej sprzeczności z rynkowymi trendami.
Dość przypomnieć, że w styczniu prokuratura w Płocku rozpoczęła śledztwo w sprawie "cudu na Orlenie", gdy w tygodniach poprzedzających wybory parlamentarne w Polsce ceny paliwa były nawet o 1,4 zł niższe niż np. w Czechach. Kierowcy wykupowali je w takim tempie, że Orlen nie był w stanie zapewnić ciągłości dostaw, a przez cały kraj przetoczyła się wówczas fala tajemniczych "awarii" dystrybutorów - w ten sposób kierowany przez Daniela Obajtka Orlen próbował nieudolnie ukryć fakt braku paliw.