Jeździsz za granicę? W tych krajach policja nie zna litości!

Wygląda na to, że wbrew zapowiedziom stworzenia europejskiego centrum ścigania piratów drogowych, część kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego zagranicą może pozostać bezkarna.

W Niemczech lepiej uważać / Fot: Adrian Slazok
W Niemczech lepiej uważać / Fot: Adrian SlazokReporter

Jak donosi "Rzeczpospolita" w wielu przypadkach ściganie lekkomyślnych kierowców okazuje się być nieopłacalne. 8 listopada - zgodnie z nowymi przepisami unijnymi - w Polsce (oraz na terenie innych krajów wspólnoty) powstaną specjalne punkty kontaktowe zajmujące się wyminą danych o kierowcach. Wbrew pozorom, nie oznacza to jednak, że każdy, kto przekroczy prędkość poza granicami naszego kraju zostanie ukarany mandatem.

Do tej pory największy upór w ściganiu polskich kierowców wykazują władze Austrii, Niemiec i Włoch. Tylko w zeszłym roku z tych trzech krajów napłynęło do polskich urzędów aż 14 tys. zapytań o dane osobowe kierowców.

Nie wszystkie kraje wykazują się jednak równie dużym zaangażowaniem w walkę z drogowym piractwem. W wielu przypadkach zagraniczne policje odstępują od wszczęcia postępowania - te często okazuje się bowiem zupełnie nieopłacalne.

Z informacji, do jakich dotarła "Rzeczpospolita" wynika, że jako próg opłacalności traktować można mandat w wysokości 70 euro (280 zł). Ściganie kierowców, którzy ukarani zostali niższymi mandatami nie jest opłacalne dla żadnego z krajów Wspólnoty. Wymiana korespondencji pomiędzy poszczególnymi państwami wymaga tłumaczenia wielu dokumentów, a to pociąga za sobą dodatkowe koszty, które często przekraczają kwotę 300 zł.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas