Jeździsz starym samochodem. Będziesz miał problem...
Rząd nie ma zamiaru odpuścić kierowcom. Po zainstalowaniu przy drogach armii fotoradarów i wysłaniu na ulice nieoznakowanych pojazdów ITD przyszła pora, by zabrać się za obowiązkowe badania techniczne.
W Ministerstwie Transportu powołano specjalną grupę, która do końca roku opracować ma plan zmian w przepisach dotyczących przeglądów rejestracyjnych.
Jak donosi "Dziennik Gazeta Prawna", wstępne pomysły dotyczą m.in. umieszczania na szybie lub tablicy rejestracyjnej naklejki informującej o terminie obowiązywania badań technicznych (podobnie jak ma to miejsce np. w Niemczech), a także zaostrzeniu kar za poruszanie się pojazdem bez ważnego przeglądu. Wysokość mandatu miałaby być uzależniono m.in. od czasu, jaki samochód poruszał się po drogach bez ważnego badania technicznego.
Urzędnicy chcą też wziąć na cel nieuczciwych diagnostów. Jeden z pomysłów dotyczy wyposażenia punktów kontroli pojazdów w obowiązkowe kamery wideo i archiwizowania nagrań tak, by można było określić, czy dane auto faktycznie poddane zostało wnikliwej kontroli i czy w ogóle pojawiło się na ścieżce diagnostycznej.
Wzięcie na cel kierowców i diagnostów to kolejny z etapów ambitnego celu, jaki postawiła przed sobą Komisja Europejska. Unijni urzędnicy chcą, by do 2020 roku liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w krajach Unii spadła o połowę.
Niestety, w zestawieniu ofiar wypadków drogowych Polska znajduje się na szarym końcu unijnego rankingu. Wprawdzie w latach 2001-2010 liczba ofiar śmiertelnych spadła w naszym kraju o 29 proc., ale w takich krajach, jak np. Francja czy Hiszpania na drogach zginęło aż o 50 proc. mniej ludzi. Największy - aż 61 proc. spadek -liczby ofiar udało się w tym czasie uzyskać Łotwie i Estonii. Gorzej niż Polska (spadek o zaledwie 23 proc.) poradziła sobie jedynie Bułgaria.
Nie ma wątpliwości, co do tego, że zaostrzenie przepisów dotyczących obowiązkowych badań technicznych to krok w dobrym kierunku. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, w zeszłym roku do stacji diagnostycznych skontrolowanych przez Transportowy Dozór Techniczny trafiło 6,3 mln samochód osobowych. Przeglądu nie przeszło jedynie nieco ponad 118 tys. aut, co daje wynik 1,88 proc!
Dane te - przynajmniej teoretycznie - pozwalają sądzić, że samochody poruszające się po polskich drogach to jedne z najbardziej zadbanych aut w Europie. Dla porównania, na Łotwie badań technicznych nie przechodzi co drugi kontrolowany pojazd, w krajach skandynawskich na powtórne badanie kierowanych jest 25-30 proc. aut.
Podobne wnioski płyną z analizy policyjnych raportów dotyczących głównych przyczyn wypadków na naszych drogach. W zestawieniu dotyczącym 2011 roku (policja wciąż nie opublikowała jeszcze pełnych danych za ubiegły rok) czytamy, że zły stan techniczny pojazdu był przyczyną 80 wypadków drogowych, w których zginęło 5 osób a 97 odniosło obrażenia.
Takie dane pozwalają sądzić, że samochody poruszające się po kraju, w przeważającej większości, są w idealnym stanie technicznym. W 2011 doszło bowiem do ponad 40 tys. wypadków, w których śmierć poniosło 4 189 osób a 49 501 osób zostało rannych. Owe 5 ofiar, które straciły życie w związku z "niesprawnością techniczną pojazdu" wydaje się więc kroplą w oceanie.
Problem w tym, że według danych niemieckiej organizacji DEKRA (dane za 2010 rok) w wypadkach na niemieckich drogach uczestniczyło 19,9 proc. pojazdów z usterkami technicznymi. W 6,6 proc. uszkodzenia były istotne dla zaistnienia wypadku. Wg różnych szacunków między 8 a 12 proc. wszystkich wypadków na niemieckich drogach powodowanych jest właśnie złym stanem technicznym pojazdu. W przypadku Polski - jeśli wierzyć policyjnym raportom - w 2011 roku odsetek ten wynosił... 0,25 proc!
Skoro więc samochody poruszające się po naszych drogach są w idealnym stanie technicznym, dlaczego to Polacy tak tłumnie wybierają się po używane auta do Niemiec, a nie Niemcy do Polski? Warto też dodać, że średni wiek auta u naszych zachodnich sąsiadów to około 8 lat, w Polsce - niemal 15 lat!
W tym miejscu wypada postawić pytanie nie tylko o korupcyjne zachowania diagnostów, ale też kompetencje policjantów sporządzających raporty z wypadków drogowych...
Problem w tym, że w Polce działa na zasadach rynkowych aż 4 080 okręgowych stacji kontroli pojazdów. Po wykryciu przez diagnostę usterki kierowca nie jedzie więc do warsztatu by ją usunąć, a kieruje się najczęściej do kolejnej stacji, w której - być może - uda mu się zaliczyć przegląd. Co więcej, klient któremu odmówiono wbicia w dowód upragnionej pieczątki jest klientem niezadowolonym, który w przyszłości, omija daną stację szerokim łukiem. Diagności nie mogą sobie pozwolić na migrację klientów (bo klient to pieniądz) i w taki oto sposób korupcyjne koło się zamyka.
Kwestia złego stanu technicznego samochodów nie zmienia jednak faktu, że zarówno za to zjawisko, jak i za średni wiek pojazdu w Polsce odpowiada stan konta większości kierowców. Żaden człowiek o zdrowych zmysłach nie ryzykuje przecież życia swojego i swojej rodziny jeżdżąc niesprawnym pojazdem dla zabawy, zachowania takie wynikają jedynie z braku środków na naprawy.
Nie można też zapominać, że w statystykach liczby wypadków w przeliczeniu na liczbę kierujących nasz kraj nie odbiega wcale od europejskiej średniej. To, że w podobnej liczbie wypadków co np. w Niemczech, ginie na naszych zdecydowanie więcej osób to znów wina średnich polskich zarobków, które w bezpośredni sposób przekładają się na średni wiek auta.
Nie sposób też pominąć, że obecnie najważniejszą - z punktu widzenia bezpieczeństwa transportu - kwestią jest szybka budowa sieci autostrad. Pamiętajmy, że aż 1/3 ofiar śmiertelnych polskich dróg stanowią piesi. Tych ostatnich, raczej trudno spotkać na autostradzie czy drodze ekspresowej...