Jeżdżą "na zderzaku", a pierwszy toruje drogę
Po zdarzeniu, które zakończyło się lądowaniem opancerzonego BMW w rowie, prezydent Duda podkreślał doskonałe zachowanie kierowcy z Biura Ochrony Rządu. Jak szkoleni są funkcjonariusze BOR?
BOR zatrudnia ponad tysiąc osób, z czego około stu to profesjonaliści od prowadzenia samochodów. Są elitą wśród kierowców, dysponują najlepszym sprzętem i wykonują najbardziej odpowiedzialne zadania. Ich szkolenie trwa latami.
Pierwszą osobą, która w połowie lat 80. zaczęła szkolić naszych funkcjonariuszy z zakresu techniki jazdy, był Władysław Paszkowski, znany w latach 50. i 60. kierowca wyczynowy. To on przekonał ówczesnych szefów BOR-u, że "dobry ochroniarz to żywy ochroniarz".
- Paszkowski uważał, że funkcjonariusze są świetnie przygotowani do udaremniania zamachów na VIP-ów podczas spotkań z ludźmi, ale prowadząc auto, stwarzają większe ryzyko ich uśmiercenia, niż cała banda terrorystów - wspominał kilka lat temu jeden z instruktorów techniki jazdy, pracujący w Biurze Ochrony Rządu.
Na początku kierowców szkolił sam Paszkowski. Przez kilka lat nauczył bezpiecznej jazdy kilkuset "woźniczych" rządowych limuzyn, używając do tego celu przede wszystkim Polonezów 2000 i Peugeotów 505. Dziś używa się BMW i Mercedesów...
Szkolenie kierowcy rządowej limuzyny trwa zazwyczaj ponad rok. W tym czasie funkcjonariusze uczą się, jak precyzyjnie kręcić kierownicą, tysiące razy przejeżdżają slalom między ustawionymi na placu słupkami, wprowadzają i wyprowadzają auta z poślizgu. Do perfekcji opanowują wyprzedzanie, jazdę w terenie czy zaawansowane techniki ucieczki z miejsca ostrzału. Oprócz tego przerabia się setki zagadnień teoretycznych, od mechaniki pojazdowej począwszy, na psychologii skończywszy. Kierowca BOR musi wiedzieć, co zrobić, gdy zepsuje się auto, albo przewidzieć reakcję kierowcy, który jedzie na zderzenie czołowe.
Dlatego też przyjęcie do elitarnej grupy wożącej VIP-ów nie kończy procesu szkolenia. Co roku każdy BOR-owiec przechodzi kurs utrwalający umiejętności i zdaje wewnętrzne egzaminy biura. Do tego uczy się nowych rzeczy, wyjeżdżając na szkolenia, np. do producentów aut lub współpracujących z BOR-em innych specsłużb. Tam zdobywa nowe doświadczenia, które po powrocie przekazuje innym kierowcom biura. Tak naprawdę szkolenie nigdy się nie kończy, bo np. po każdej zmianie przepisów ruchu drogowego kierowcy muszą je opanować i zdać z nich egzamin.
Ile trwa zanim kierowca pierwszy raz usiądzie za kierownicą samochodu wiozącego VIP-a? Nie ma sztywnych reguł. Są osoby mające wrodzone predyspozycje do prowadzenia auta i uczą się szybciej oraz takie, którym nauka przychodzi wolniej. Zazwyczaj jednak upływa ponad rok, zanim kierowca zacznie jeździć z VIP-em. Funkcjonariusze starający się o pracę kierowcy w BOR-ze muszą mieć prawo jazdy kategorii C, czyli przynajmniej kilka lat doświadczenia za kierownicą. Szkolenie - w początkowym etapie - polega na eliminowaniu złych nawyków, m.in. nieprawidłowego kręcenia kierownicą, rozluźniania się na pozornie bezpiecznych odcinkach dróg czy operowania pedałami. Potem kierowcę czekają setki godzin ćwiczeń na trolejach, opanowywanie poślizgów, nauka płynnej jazdy i jazda terenowa. Do tego wszystkiego dochodzą setki godzin zajęć teoretycznych, na których kierowcy stale słyszą, że jedną z najważniejszych rzeczy jest zaufanie do drugiego funkcjonariusza.
Dlaczego wzajemne zaufanie jest tak istotne? Przecież jedną z głównych zasad ruchu drogowego jest właśnie ograniczone zaufanie do innych kierowców. Wszyscy kierowcy przechodzą ten sam cykl szkoleń. Ich umiejętności muszą być na najwyższym, ale zawsze porównywalnym poziomie. Muszą ufać sobie bezgranicznie, bo np. kiedy kolumna pojazdów rozpoczyna wyprzedzanie, to pierwszy toruje drogę, a reszta jedzie za nim, często nie widząc nic poza zderzakiem poprzedzającego samochodu. Nawet jeżeli z przeciwka coś nadjeżdża, kierowca jadący drugim czy trzecim autem musi wiedzieć, że prowadzący kolumnę nie zawiedzie. Ze względu na bezpieczeństwo pojazdy w kolumnie poruszają się bardzo blisko siebie. Jadący jako drugi ufa, że kierowca przed nim nie zahamuje z błahego powodu. Taka jazda "na zderzaku" dla zwykłego kierowcy jest nie do wytrzymania, a w BOR jest koniecznością.
Ale nawet jeżeli ktoś nigdy nie widział kierowców BOR-u w akcji, na pewno słyszał legendy, jakie o nich krążą, np. o tym, jak rozpędzone rządowe BMW spycha z drogi prawidłowo jadących kierowców albo wymusza pierwszeństwo i wyprzedza poboczem drogi. Niestety, prawda jest mniej efektowna. Jazda w zwartej kolumnie autami to nie igraszki. Do tego dochodzi świadomość, że umiejętności dużej części polskich kierowców - jak twierdzą BOR-owcy - są żenująco niskie, więc rządowi kierowcy największy nacisk kładą na bezpieczeństwo przewożonych osobistości.
- Jeżdżę w ochronie od pięciu lat. Sytuacji naprawdę niebezpiecznych miałem do tej pory osiem i za każdym razem udało się z nich wyjść bez szwanku - opowiada jeden z kierowców BOR-u i zarzeka się, że nikt nigdy nie wpadł przez niego do rowu. - Ludzie czasem narzekają, że jesteśmy bezkarni, tymczasem nawet VIP może donieść naszym przełożonym, że jeździmy niebezpiecznie. A szefowie tego nie tolerują - dodaje oficer.
Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu dbają o bezpieczeństwo prezydentów (nie tylko urzędującego, ale także byłych), marszałków Sejmu i Senatu, premiera, wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych, ministra spraw zagranicznych oraz ich zagranicznych odpowiedników podczas wizyt w naszym kraju. Odpowiadają także za bezpieczeństwo Sejmu i Senatu oraz ochronę wszystkich obiektów należących do prezydenta Rzeczypospolitej, MSWiA oraz MSZ. Pracują w polskich przedstawicielstwach dyplomatycznych, konsulatach oraz innych obiektach o tzw. szczególnym znaczeniu.
Największe w(y)padki BOR-u
4 marca 2016: Opancerzone BMW z prezydentem Dudą na pokładzie podczas jazdy z wysoką prędkością w kolumnie aut na autostradzie A4 wpada w poślizg. Kierowcy na tyle udaje się opanować auto, że nie dochodzi do zderzenia z barierami, jednak samochód obraca się i ląduje w przydrożnym rowie. Nikomu nic się nie stało, a pierwsze doniesienia sugerują pękniecie opony. Tylko czy opona runflat może pęknąć? Ma to wyjaśnić śledztwo.
4 maj 2006: na parkingu przed Domem Pielgrzyma na Jasnej Górze w Częstochowie funkcjonariusz BOR-u chciał pokazać innym policjantom, jak prawidłowo wykonać tzw. jotkę. Niestety, opancerzone BMW X5 odmówiło posłuszeństwa i w trakcie manewru przewróciło się na dach. Kierowca z własnej kieszeni pokrył koszty naprawy samochodu.
4 marzec 2004: na drodze Kraków-Tarnów, w Łapczycy koło Bochni, rządowe BMW X5 prowadzone przez oficera BOR-u, wiozące m.in. posła SLD Kazimierza Chrzanowskiego i wojewodę małopolskiego Jerzego Adamika, uderzyło w prawidłowo zaparkowaną na poboczu przyczepę. W karambolu rozbito w sumie 7 aut, a rannych zostało 11 osób. Sprawca wypadku został skazany przez sąd w Bochni na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata.
Kwiecień 1981: Jerzy Urban, jako rzecznik rządu, też zaliczył wypadek. W czasie jednej z podróży służbowych prowadzący pojazd BOR-owik potrącił małą dziewczynkę niedaleko Warszawy. Urban, obawiając się linczu, wysiadł z samochodu i poszedł na spacer. Kierowca poniósł przewidzianą prawem karę i został zwolniony.
Tekst: Bartosz Sapota
(Motor/INTERIA.PL)