Jesteś młody? Podobno nie chcesz mieć samochodu. To prawda?
Podobno młodzi odwracają się od samochodów. Podobno coraz mniej przedstawicieli pokolenia tzw. milenialsów, czyli osób urodzonych po roku 1980, marzy o własnym aucie. Podobno szybko maleje rzesza miłośników motoryzacji. Podobno...
Na wspomniane wyżej tendencje wskazują wyniki prowadzonych w różnych krajach badań. Naukowcy próbują znaleźć odpowiedź na pytanie o przyczyny obserwowanych zjawisk. Jest ich co najmniej kilka. Dla alterglobalistów, skłóconych z rządzonym przez polityków i pieniądz światem, prywatny samochód jest jednym z symboli znienawidzonego kapitalizmu.
Dla brodatych hipsterów - przejawem obciachu. Dla "wegetarian i cyklistów" - śmiertelnym zagrożeniem dla naszej planety. Zatopione w wirtualnej przestrzeni odludki kontaktują się ze znajomymi poprzez internetowe serwisy społecznościowe, do czego jakikolwiek pojazd jest im całkowicie zbędny. Fani gadżetów wolą kupić najnowszy smartfon niż kosztującego tyle samo rozlatującego się rzęcha na czterech kółkach. Leniwych i wygodnickich odstrasza myśl, że chcąc uzyskać prawo jazdy będą musieli posiąść określoną wiedzę, chodzić na kurs, wysłuchiwać uwag instruktora, zdawać jakieś "idiotyczne" egzaminy.
Aby zweryfikować tę diagnozę, przeprowadziliśmy mały sondaż wśród znajomych niezmotoryzowanych milenialsów.
Marzena, 26 lat: - Pięć razy podchodziłam do egzaminu na prawo jazdy i pięć razy oblałam, zawsze przez jakiś drobiazg. W końcu dałam sobie spokój. Szkoda nerwów i pieniędzy. Do pracy chodzę pieszo, albo podjeżdżam jeden przystanek autobusem. To tylko kilkaset metrów. Nadal mieszkam z rodzicami. Kiedy naprawdę muszę gdzieś szybko dojechać, proszę mamę lub tatę, by mnie podrzucili. Na ogół nie odmawiają. Kiedy mam ochotę na weekendowy wypad poza miasto, zawsze znajdzie się ktoś, kto zaproponuje mi i mojemu chłopakowi miejsce w swoim samochodzie. Dokładamy się do paliwa i jedziemy. Urlopy spędzamy w ciepłych krajach, kupując tanie samolotowe wczasy last minute. Prawdę mówiąc prawo jazdy i własne auto nie są mi w tej chwili do czegokolwiek potrzebne.
Damian, 28 lat: - Ja też nie mam prawa jazdy, ale i nigdy o nie nie zabiegałem. Wszędzie i przez cały rok jeżdżę rowerem. To moje hobby, więc na rowerze spędzam też wolny czas. Im gorsza pogoda i trudniejsza trasa, tym lepiej. Człowiek się trochę sponiewiera, a wtedy czuje, że żyje. Jeżeli kiedykolwiek zmienię pojazd na inny, to będzie to skuter. Z napędem elektrycznym.
Robert, rówieśnik Damiana: - Samochodu nie mam, za rowerem nie przepadam. Korzystam z komunikacji publicznej. Uważam, że jest coraz sprawniejsza. W tramwajach, autobusach i pociągach śmierdzi? Bez przesady. W ostateczności, gdy na przykład wracam nocą z imprezy i nie mogę liczyć na podwózkę, dzwonię po Ubera.
Kasia, 31 lat: - Mam prawo jazdy. Zdałam egzamin bez większych problemów, za drugim razem. Rodzice już dawno proponowali, że dadzą mi jeden ze swoich dwóch samochodów. Parokrotnie siadałam za kierownicę, ale uznałam, że to nie dla mnie. Za bardzo się stresuję.
Marcin, 27 lat: - A ja lubię prowadzić i nawet mam samochód. Właściwie to miałem. Renault Megane 1.4 z 1998 roku. Warte jakieś 1500 zł, ale zarejestrowane i na chodzie. Dotychczas płaciłem za nie OC w wysokości 650 zł. W zeszłym roku miałem jedną drobną stłuczkę. W tym moja firma ubezpieczeniowa przysłała mi nową ofertę, proponując polisę OC za 3200 zł! To jakiś absurd! No i meganka poszła na złom, a ja przestałem nawet myśleć o własnym aucie...
Nie jest to grupa reprezentatywna liczebnie, ale pod względem postaw życiowych - jak najbardziej. Warto jednak zwrócić uwagę, że wszyscy przez nas przepytywani są singlami i mieszkańcami dużego miasta. Rodzina, nowe obowiązki, konieczność wożenia dzieci do i ze szkoły, na dodatkowe zajęcia, wspólne wyjazdy weekendowo-wakacyjne, przeprowadzka na peryferyjne osiedla, zmieniają perspektywę. Samochód, jako środek codziennego transportu, staje się niezbędny, a przynajmniej bardzo potrzebny. Jeszcze inaczej wygląda sytuacja na wsi. Tu dochodzi presja otoczenia, inne niż w miastach wzorce kulturowe. Własne auto podkreśla status społeczny właściciela, pokazuje, że nie jest on nieudacznikiem. Ponadto zapewnia mobilność. Wobec likwidacji lokalnych połączeń kolejowych i uwiądu państwowej komunikacji zbiorowej, mieszkańcy wsi stoją przed alternatywą: dojeżdżam do pracy, wyprawiam się na sobotnio-niedzielne zakupy do miejskich centrów handlowych ciasnym, zdezelowanym busem lub swoim samochodem. Trudno się dziwić, że kto może, niezależnie od wieku i ogólnych poglądów na świat, wybiera to drugie rozwiązanie.
Czy brak samochodu jest dowodem na zmianę mentalności młodego pokolenia? Spójrzmy jeszcze raz na wypowiedź Marcina. Chciałby mieć własny wóz, ale go na to zwyczajnie nie stać. Nie tyle nawet na zakup auta, co na jego późniejsze utrzymanie: serwis, ubezpieczenie, paliwo. W podobnej sytuacji są setki tysięcy ludzi zatrudnionych na umowach śmieciowych, zarabiających minimalną krajową. Przeprowadzone przed kilku laty przez TNS Sofres badanie "Obserwator Auto 2011. Młodzi i samochód", pokazało, że aż 85 proc. Polaków do 30. roku życia ma własny samochód (aczkolwiek z przyczyn finansowych 91 proc. nie może korzystać z pojazdu tak często, jakby tego pragnęli) lub bardzo chciałoby mieć.
Co ciekawe, zbliżone wyniki przynoszą badania - z czerwca 2016, opublikowane przy okazji jesiennego salonu samochodowego Mondial de l'Automobile w Paryżu - w bardziej od nas cywilizacyjnie i motoryzacyjnie rozwiniętej Francji (pomijamy tu kwestie, kto kogo uczył jeść widelcem). Dla prawie 90 proc. młodych Francuzów w wieku od 18 do 34 lat samochód kojarzy się z wolnością. 70-84 proc. lubi krótkie, samochodowe wycieczki po kraju. 60 proc. znajduje szczególną przyjemność w prowadzeniu auta. 43 proc. (w grupie 18-24 lata) wskazało na brak pieniędzy jako powód, dlaczego go nie posiadają.
Kasa, kasa, kasa. Ideologia? Jeżeli tak, to gdzieś na drugim planie...