Jak pirat z BMW ośmieszył państwo polskie
To co się dzieje wokół szalonej jazdy kierowcy BMW M3 przekracza granice absurdu. Młody nieodpowiedzialny człowiek z najwyraźniej ograniczoną wyobraźnią ośmiesza polskie normy prawne, komendanta policji i ministra spraw wewnętrznych, prokuratorów, a nawet premiera.
Zacznijmy od początku. Jest sobota. Kierowca wrzuca film do sieci. Na pewno nie spodziewa się reakcji, jaką on wywoła. Jednak każdy względnie rozgarnięty człowiek wie, że upublicznianie nagrania tego typu to proszenie się o kłopoty. Kierowca najwyraźniej nie zdaje sobie z tego sprawy lub się tym nie przejmuje.
Media zauważają film i robi się afera. Reaguje policja - apelem do internautów, czy aby przypadkiem nie widzieli gdzieś kiedyś białego M3. Internauci przeprowadzają własne, trwające 15 sekund śledztwo, które wykazuje, że na koncie na Youtubie, na którym znajdował się film, jest jeszcze jeden materiał. Taki, na którym widać tablicę rejestracyjną białego BMW M3. Policja ogłasza sukces: wiemy, kto jechał BMW, usiłujemy się z nim skontaktować.
Media badają sprawę dalej, nazwisko kierowcy staje się tajemnicą poliszynela, wiadomo, że znany jest w środowisku nielegalnych pseudorajdowców, a w Warszawie prowadzi wypożyczalnię samochodów. Policjanci nawet zjawiają się na miejscu, ale nikogo nie zastają lub nikt nie otwiera. Niemożliwe...
Okazuje się, że 23-latek w marcu przez 35 km uciekał przed policją drogą krajową nr 7. W sposób podobny, jak zaprezentował w Warszawie, a więc pod prąd, slalomem między autami, z prędkością sięgającą 200 km/h. Okazało się również, że żaden z niego mistrz kierownicy - pościg zakończył się wjechaniem w barierkę i złapaniem przez policję. Kompromitacja kogoś, kto uważa się za mistrza kierownicy...
Młodzieniec odmawia składania zeznań, policjanci kierują sprawę do świętokrzyskiej prokuratury. A ta... sprawę umarza. Rzecznik prokuratury wyjaśnia, że zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego szalona jazda pod prąd i ucieczka przed policją to nie przestępstwo. Zgodnie z tym samym orzecznictwem do przestępstwa dojdzie gdy ktoś na skutek takiej jazdy zginie. Kompromitacja prokuratury...?
Wracamy do jazdy po Warszawie. Stołeczna prokuratura zgadza się ze świętokrzyską i również uważa, że jazda 200 km/h po mieście, wyprzedzanie pasem pod prąd i jazda na czerwonym świetle nie jest stwarzaniem zagrożenia w ruchu drogowym. Prawnicy zgadzają się z tą opinią. Obywatele jakoś mniej.
Głos zabiera komendant główny policji Marek Działoszyński, który - jakby nie znając opinii prokuratur świętokrzyskiej i warszawskiej - zapowiada rychłe ukaranie pirata z kodeksu karnego a nie wykroczeń i zapewnia, że wystarczy do tego materiał filmowy. Kto ma rację?
Kolejnego dnia okazuje, że nie prokuratorzy a komendant Działoszyński. Zareagowała bowiem prokuratura apelacyjna, która... nakazała prokuraturze okręgowej wszczęcie śledztwa, najwyraźniej nie przejmując się wyrokami Sądu Najwyższego. Vox populi? Śledztwo rusza we wtorek, jednocześnie zasadność umorzenia postępowania w sprawie pościgu pod Kielcami będzie badać prokuratura apelacyjna w Krakowie... Sytuacja zmienia się więc o 180 stopni, chociaż od wszczęcia śledztwa do skierowania sprawy do sądu i ewentualnego skazania droga jeszcze daleka. Co więcej, prokuratorzy dalej twierdzą, że na filmie żadnego przestępstwa nie ma...
A kierowca? Dalej sobie drwi z prawa i policji, wrzucając kolejny film z nocnej jazdy, innym sportowym samochodem i pozdrawiając "nieudolną" policję. Przepisów ruchu drogowego nie łamie. No może poza jednym - tym, który mówi, że bez prawa jazdy jeździć nie wolno... Film publikuje, gdy sprawą zajmują się już ministrowie i najważniejsi w kraju policjanci...
Wreszcie sprawa opiera się o... premiera. Szef rządu, zmuszony do odpowiedzi na pytania dziennikarzy, mówi, że minister spraw wewnętrznych zapewnił go, że kierowca BMW wkrótce zostanie zatrzymany. Mówi również, tu cytat: "W jakimś sensie przepisy, które dzisiaj prezentowałem (dot. zaostrzenia kar dla pijanych kierowców - przyp. red.), powinny też odblokować mentalnie prokuratorów, a także sędziów (...) jeżeli ktoś jedzie 200 km/godz. przez środek miasta, to popełnia przestępstwo przeciwko bezpieczeństwu drogowemu, jeśli to robi w dodatku permanentnie."
Zaraz, moment. Szef rządu mówi sędziom, jakie mają wydawać wyroki? O ile uwaga do prokuratorów jest do przyjęcia, wszak w Polsce prokuratura podlega rządowi, to już zalecenia skierowane do sędziów wykraczają poza normy przyjęte w państwie demokratycznym. Czy premier zapomniał, że już w szkołach dzieci uczy się, iż władza sądownicza jest niezależna od wykonawczej? A może mamy rozumieć, że to tylko teoria?
Cała sprawa nosi znamiona kompromitacji państwa polskiego. Młody człowiek ucieka policji, rozbija samochód i traci prawo jazdy. Nie robi sobie z tego nic. Nadal jeździ samochodami i to sportowymi, których w Polsce jest może po kilka czy kilkanaście sztuk. Jeździ po ulicach stolicy, naszpikowanych kamerami monitoringu, fotoradarami i policją. Jeździ, łamiąc wszelkie możliwe przepisy i jeździ bezkarnie. Nikt tego nie widzi bądź nie chce widzieć. Dzieje się to wszystko w momencie, gdy minister spraw wewnętrznych ogłasza akcję "zero tolerancji", nakazując policjantom zatrzymywanie praw jazdy za pojedyncze wykroczenia, a rząd debatuje nad zaostrzeniem kar dla pijanych kierowców.
Casus 23-latka pokazał dobitnie, że prawo jazdy, w przeciwieństwie do kluczyków, nie jest niezbędne do prowadzenia samochodów. Bo ryzyko wpadki jest niewielkie, a możliwe jej konsekwencje ograniczają się do finansowych... "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?"
I jeszcze jedna, równie bulwersująca sprawa. Na nagraniu widać, że przepisami gardzi nie tylko kierowca BMW, ale również przynajmniej czterech motocyklistów. Dlaczego o tym się nie mówi? Dlaczego policja ich nie szuka, a prokuratura nie wszczęła śledztwa, dlaczego nikt nie analizuje zapisu z kamer, nie próbuje ustalić nr rejestracyjnych? Czy motocykliści są innymi uczestnikami ruchu drogowego niż kierowcy samochodów? Czy obowiązują ich inne przepisy, w szczególności - nie obowiązują ograniczenia prędkości? Polska to dziwny kraj...
Mirosław Domagała