Fotoradar ze śmietnika postrachem kierowców. "Mąż przyniósł go ze złomu"
Sołtys wsi Wielki Buczek w województwie wielkopolskim znalazła sposób, jak poradzić sobie z niesfornymi kierowcami. W swoim ogródku postawiła - pozyskany ze złomu - fotoradar. Kierowcy zwolnili, a mieszkańcy miejscowości chwalą panią sołtys za zaradność. Co ważne - takie działanie jest zupełnie legalne.
Spis treści:
O wsi Wieki Buczek, położonej w gminie Rychtel w powiecie kępińskim zrobiło się głośno dzięki pomysłowej pani sołtys, która stanęła niedawno przed nowym problemem. Dzięki jej staraniom udało się wyremontować przebiegającą przez miejscowość drogę. Wraz z nowym asfaltem pojawił się jednak problem - gładka nawierzchnia sprawiła, że przejeżdżający przez miejscowość Wielki Buczek kierowcy przestali przykładać należytą uwagę do ograniczeń prędkości.
Fotoradar ze śmietnika postrachem kierowców
W trosce o bezpieczeństwo około 400 mieszkańców miejscowości pani sołtys - Grażyna Krzyżańska - wpadła na nietypowy pomysł. Postanowiła, że na własnej - graniczącej z drogą posesji - zamontuje atrapę fotoradaru.
Do działania zainspirował ją mąż, który dawno temu kupił na złomowisku oryginalną "budkę" z nieużywanego już urządzenia. Wystarczyło więc odnowić skrzynkę i ustawić tak, by znalazła się w zasięgu wzroku kierowców.
To było dawno temu, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wykorzystamy go w ten sposób. Teraz dorobił do niego nogę, jest okazały i widoczny dla kierowców - tłumaczy w rozmowie z PAP pani sołtys.
Warto dodać, że przed montażem urządzenia, pani sołtys skonsultowała swój pomysł z policjantami. Ci utwierdzili ją w przekonaniu, że montaż atrapy urządzenia na własnej działce jest całkowicie legalny. Pozbawiona fotoradaru skrzynka nie znajduje się przecież w pasie drogowym i nie wykonuje żadnych pomiarów. Śmiało może więc służyć chociażby za kwietnik czy karmnik dla ptaków, a te można przecież ustawiać bez żadnych zezwoleń.
Sołtys postawiła prywatny fotoradar by chronić mieszkańców
Stanowisko policjantów potwierdza Monika Niżniak - rzecznik prasowy Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego. Dodaje, że GITD nie jest uprawnione do prowadzenia jakichkolwiek czynności czy działań kontrolnych. GITD nie dostrzega tu żadnego działania niezgodnego z prawem - formalnie nie mamy przecież do czynienia z żadnym fotoradarem.
Maszt pozbawiony jest głowicy, więc nie działa - tłumaczy Niżniak.
Nie jest to więc element systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym CANARD, którego funkcjonowanie leży w gestii GITD.
Fotoradar na śmietniku to prawdziwy rarytas. GITD nie pozwala sobie na taką rozrzutność
Dla sołtysów, którzy chcieliby w twórczy sposób rozwinąć pomysł pani Grażyny nie mamy niestety dobrych informacji. Pozyskanie oryginalnej "budki" z fotoradaru na złomowisku śmiało porównać można do znalezienia igły w stogu siana.
Jak tłumaczy w rozmowie z Interią Monika Niżniak z GITD:
Nie wyzbywamy się urządzeń, które możemy ponownie wykorzystać. Nawet jeśli demontujemy je z jednej lokalizacji, to przenosimy do kolejnej. Koszt jednej głowicy wynosi 200 tys. zł. Utylizacja urządzenia następowała wyłącznie w sytuacji, kiedy doszło do kompletnego zniszczenia masztu, np. w wyniku wypadku drogowego - wyjaśniła.
W całej historii funkcjonowania systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym CANARD takich przypadków było zaledwie kilka - tłumaczy Niżniak.
Wszystko wskazuje na to, że oryginalna skrzynka po fotoradarze pochodzi sprzed 1 stycznia 2016 roku, gdy prawo do posługiwania się fotoradarami miały jeszcze straże miejskie. Po tym czasie, gdy w życie weszło znowelizowane Prawo o ruchu drogowym, urządzenia które nie zostały przekazane do GITD zostały zdemontowane z dróg i trafiły do gminnych magazynów.
Wygląda więc na to, że część z gmin zdecydowała się zutylizować nieużywane już skrzynki w efekcie czego trafiły one na złomowiska. W skali kraju były to jednak pojedyncze przypadki.