Europejskie samochody muszą być tańsze. "Pozostały nam dwa, trzy lata"
Czołowi europejscy producenci samochodów coraz częściej zwracają uwagę na zagrożenie ze strony tanich chińskich pojazdów elektrycznych. Podczas gdy marki takie jak MG i BYD szturmem podbijają rynek, koncerny ze Starego Kontynentu dwoją się i troją, szukając rozwiązań umożliwiających im przetrwanie. Według przedstawicieli największych koncernów, europejscy producenci mają dwa, trzy lata na wprowadzenie odpowiednich zmian.
W ostatnich latach w Europie znacząco wzrosła sprzedaż samochodów z Państwa Środka. Mowa tu nie tylko o modelach elektrycznych i spalinowych produkowanych przez chińskie firmy motoryzacyjne, ale też importowanych - np. Dacii. Jak wynika z niedawnego badania przeprowadzonego przez Rhodium Group, w zeszłym roku w Europie sprzedano około 300 tys. pojazdów elektrycznych chińskiej produkcji. Nawet dwanaście z szesnastu marek samochodowych odnotowujących rekordowe wyniki sprzedaży pochodziło z Chin. Dużo niższe koszty produkcji oraz szybki rozwój technologii chińskich producentów stanowi gigantyczny problem dla całego europejskiego przemysłu motoryzacyjnego.
Nie dziwi zatem, że jakiś czas temu Komisja Europejska zdecydowała się uruchomić śledztwo mające wyjaśnić sprawę chińskich subsydiów na samochody elektryczne. Jeśli dochodzenie wykaże, że ingerencja chińskiego rządu miała na celu zaszkodzenie europejskim producentom samochodów elektrycznych, Bruksela chce nałożyć tymczasowe cła, które zadziałają wstecz aż do 7 marca. Czy jednak podniesienie opłat może pokrzyżować plany chińskich marek? W tym względzie eksperci są ostrożni i podkreślają, że nawet trzykrotny wzrost opłat celnych nie wpłynie na ceny chińskich samochodów oferowanych w europejskich salonach.
Dlatego też na chińską ekspansję reagują sami europejscy producenci. Niedawno dyrektor ds. marketingu Hyundai Europe, Andreas-Christoph Hofmann, powiedział, że producent samochodów prowadzi wewnętrzne dyskusje na temat tego, jak sobie poradzić z tak agresywną konkurencją. Jednym z rozwiązań może być zmiana strategii rozwojowej i próba dorównania Chinom pod kątem technologii oraz kosztów produkcji. W dużym skrócie - europejskie samochody muszą po prostu stanieć.
Także grupa Volkswagen podkreśla, że konieczne jest wdrożenie nowego planu generalnego. W trakcie wywiadu dla agencji Reutera Thomas Schmall, członek zarządu Volkswagena odpowiedzialny za technologię, zaalarmował, że europejskie marki mają maksymalnie dwa, trzy lata na rozwój technologii, które pozwolą produkować tańsze samochody elektryczne.
Jeszcze innym rozwiązaniem jest współpraca. Zamiast próbować samodzielnie dorównać konkurencji, warto się z nią dogadać i zaczerpnąć od niej najlepsze rozwiązania. Europejskie marki coraz częściej korzystają z wiedzy ekspertów i inżynierów pochodzących z Państwa Środka. Nierzadko to także tam jest przenoszona cała produkcja samochodów elektrycznych. Niskie koszty produkcji sprawiają bowiem, że producenci wytwarzający swoje auta w Chinach mogą oferować auta bardziej przystępne cenowo niż w przypadku samochodów produkowanych w Europie. Przykładem może być koncern Stellantis, który jakiś czas temu nawiązał współpracę z chińskim Leapmotor - dzięki takiej kooperacji istnieje szansa na obniżenie kosztów i skrócenie czasu produkcji nawet o jedną trzecią.