Europejscy producenci alarmują. Powrót Donalda Trumpa to duże zagrożenie
Donald Trump ponownie ubiega się o urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego powrót może oznaczać sporo zmian w obronności, relacjach międzynarodowych czy gospodarce, w tym w branży motoryzacyjnej. Z problemami może borykać się branża motoryzacyjna.
Donald Trump jest obecnie najmocniejszym kandydatem Partii Republikańskiej, który może ubiegać się o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych w listopadowych wyborach prezydenckich. Sondaże wskazują, że w wyścigu o Biały Dom polityk wygrywa również w rywalizacji z obecnym prezydentem, Joe Bidenem. Istnieje więc bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że w styczniu przyszłego roku Donald Trump ponownie zostanie zaprzysiężony na najważniejszy urząd w Stanach Zjednoczonych.
Obecnie dość głośno jest w Europie na temat słów Donalda Trumpa dotyczących bezpieczeństwa państw europejskich i sojuszu NATO. Automotive News Europe wskazuje z kolei, że powrót polityka do Białego Domu może oznaczać problemy dla branży motoryzacyjnej ze Starego Kontynentu.
Według portalu, po wygranych wyborach Donald Trump może nałożyć wyższe cła na import z Unii Europejskiej i Chin. Zdaniem redakcji powrót Trumpa do Białego Domu może oznaczać pogorszenie transatlantyckich stosunków handlowych. Stany Zjednoczone prawdopodobnie będą kontynuowały swoją politykę mającą na celu ograniczenie roli Chin. Władze amerykańskie zapewne będą oczekiwać, że dostosuje się do tego również Unia Europejska.
Według Bloomberga Trump rozmawiał ze swoimi doradcami na temat "wykluczenia" samochodów wyprodukowanych w Chinach lub wykonanych z części pochodzących z Chin, a następnie zmontowanych w innych krajach, np. w Europie czy Meksyku. Nie da się ukryć, że tego typu rozwiązania miałyby bardzo poważne reperkusje dla europejskich producentów oferujących swoje samochody w USA. Zdaniem analityka biznesowego Juergena Piepera, szczególne problemy mogą mieć niemieckie marki premium, takie jak Mercedes.
Zdaniem Stefana Bratzela, dyrektora Centrum Zarządzania Motoryzacją, negatywne konsekwencje drugiej kadencji Trumpa najbardziej odczują europejscy producenci samochodów elektrycznych. Jak twierdzi, zmiana władz w Waszyngtonie oznaczałaby zmianę strategii w stosunku do elektromobilności i kwestii ochrony klimatu. Nowy prezydent może np. doprowadzić do wycofania się z federalnych zachęt do zakupu aut na prąd.
Producenci doskonale zdają sobie sprawę, że zmiana władzy w USA może doprowadzić do zmiany kursu w kwestii polityki prośrodowiskowej, a tym samym rozwoju elektromobilności. Szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares, przyznał jakiś czas temu w rozmowie z Automobilwoche, że firma być może będzie musiała zmienić swoją strategię dotyczącą rozwoju elektromobilności, jeśli "opinia polityczna i publiczna będzie skłaniać się ku mniejszej liczbie pojazdów elektrycznych". Wskazał on tutaj nie tylko nadchodzące wybory w USA, ale również te do Parlamentu Europejskiego, które również mają odbyć się w tym roku.
Zakazem sprzedaży samochodów spalinowych po 2035 roku na terenie Unii Europejskiej chce zająć się centroprawicowa Europejska Partia Ludowa - największa siła w obecnym Parlamencie Europejskim (w przeszłości jej przewodniczącym był np. obecny premier, Donald Tusk). W tym przypadku trzeba jednak przypomnieć, że jej politycy krytykują zakaz od dawna. Jens Gieseke, niemiecki działacz partii wprowadzenie zakazu może doprowadzić do "efektu Hawany". Na wzór Kubańczyków Europejczycy będą przez dziesięciolecia jeździć starymi autami z silnikami spalinowymi.