Europa nie wygra samochodami z Chin. A przynajmniej nie za pomocą ceł
Czy wyższe cła na samochody elektryczne z Chin wpłyną na ich sprzedaż w Europie? Zdaniem ekspertów szanse na to są niewielkie. Producenci z Państwa Środka zabezpieczają się bowiem wysokimi marżami, które chronią ich przed drastycznym podniesieniem cen w razie obłożenia samochodów wysokimi cłami.
Producenci z Państwa Środka wchodzą do Europy i powoli, choć sukcesywnie, przejmują rynek. Unia Europejska próbuje się bronić. Jeśli unijne dochodzenie potwierdzi, że chiński rząd dopłaca do produkcji samochodów, zostanie podniesione cło na auta importowane z Chin. Obecnie wszystkie pojazdy wyprodukowane poza Unią Europejską (nie dotyczy Wielkiej Brytanii, na mocy innej umowy) objęte są cłem w wysokości 10 proc.
Czy podniesienie wysokości cła może pokrzyżować plany chińskich marek? Zdaniem ekspertów, nawet trzykrotny wzrost opłat celnych, do 30 proc., nie wpłynie na ceny chińskich samochodów oferowanych w europejskich salonach.
Matthias Schmidt z Schmidt Automotive Research jest przekonany, że chińscy producenci samochodów mają wysokie marże wbudowane w swoje europejskie ceny katalogowe. Oznacza to, że wzrost opłat celnych nie przełoży się na wzrost cen samochodów, a jedynie na mniejsze zyski chińskich firm.
Podobne wnioski można wyciągnąć z raportu Rhodium Group, chińskiego komitetu doradczego z siedzibą w Nowym Jorku. Z przeprowadzonych analiz wynika bowiem, że Unia Europejska musiałaby podnieść cła z 10 do 50 proc. aby realnie wpłynąć na sytuację rynkową. Stwierdzono, że przy spodziewanej stawce 30 proc. niektórzy producenci z Chin nadal będą w stanie generować spore zyski na samochodach eksportowanych do Europy. Jak podaje Schmidt Automotive Research, bank inwestycyjny UBS stwierdził, że chińscy producenci samochodów mają 30 proc. przewagę cenową na pojazdach elektrycznych wyprodukowanych w Chinach.
Oczekuje się, że już w przyszłym tygodniu Komisja Europejska podejmie decyzję w sprawie tymczasowego wzrostu ceł w następstwie dochodzenia "w sprawie wsparcia Pekinu dla łańcucha wartości pojazdów elektrycznych w Chinach". Wyników można się spodziewać zatem tuż po trwających właśnie wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Tymczasowe cła wygenerowałyby nowe koszty dla chińskich producentów aut elektrycznych w wysokości miliardów dolarów. Zdaniem jednych, takie zagranie gwałtownie zmniejszy sprzedaż w Europie, choć - jak podkreślił Matthias Schmidt - nowe cła wpłynął głównie na wyniki finansowe marek, a nie globalną sprzedaż. Co by się nie działo, chińskie marki zamierzają kontynuować wzmacnianie obecności na Starym Kontynencie, nawet kosztem mniejszych zysków.
Z raportu Rhodium Group wynika, że w 2023 r. w Europie sprzedano około 300 tys. aut elektrycznych wyprodukowanych w Chinach, a ich udział w rynku wyniósł ok. 19 proc. Najchętniej wybieranym modelem była Tesla Model 3 - w ciągu roku sprzedało się bowiem ok. 99 500 aut. Reszta była dość równomiernie podzielona między chińskie marki i marki spoza Chin. Trzeba przy tym pamiętać, że wiele europejskich marek, np. BMW, produkuje samochody w Chinach, a sprzedaje w Europie.
Właśnie z tego względu europejscy potentaci wcale nie są wielkimi entuzjastami obłożenia samochodów z Chin wysokimi cłami.
W przeprowadzonym badaniu porównano także ceny podobnych aut elektrycznych w Chinach i w Niemczech. Przykładowo elektryczny sedan Seal U marki BYD (Build Your Dreams) kosztuje w Chinach 21 769 euro (ok. 93 400 zł), ale na rynku niemieckim już 41 990 euro (ok. 180 tys. zł). Z kolei cena modelu BYD Atto 3 wynosi w Chinach 17 923 euro (ok. 77 tys. zł), zaś w Niemczech już 37 990 (ok. 163 tys. zł).
Oczywiście nie są to identyczne samochody, chociażby ze względu na bardziej wyśrubowane europejskie normy bezpieczeństwa, czy dłuższą listę obowiązkowego wyposażenia. Mimo wszystko widać, że przy tak dużej dysproporcji, marka BYD ma sporą poduszkę cenową i może przyjąć na siebie dodatkowe obciążenia fiskalne.