Eksplozja elektrycznego skutera mogła się skończyć tragedią

Lucas di Grassi – słynny kierowca wyścigowy, opublikował na swoim profilu społecznościowym niecodzienne nagranie. Widzimy na nim zaparkowany w domu elektryczny skuter, który w jednym momencie staje w płomieniach. Mężczyzna próbujący ugasić pożar omal nie przypłaca tego własnym życiem.

Do przerażającej sytuacji doszło pod koniec ubiegłego roku. Nagranie zamieszczone na profilu brazylijskiego kierowcy i mistrza Formuły E, ukazuje duże mieszkanie w którego rogu stoi zaparkowany elektryczny skuter. Jego marka nie jest znana, chociaż z zamieszczone opisu można wywnioskować, że chodzi tu o model chińskiego producenta

Sądząc po leżącym nieopodal przedmiocie przypominającym zasilacz, prawdopodobnie pojazd jest w trakcie ładowania, kiedy niespodziewanie zapłonowi uległa jego bateria. Narastające płomienie dosyć szybko rozprzestrzeniają się po całym domu, a przerażony mężczyzna - być może właściciel mieszkania - podejmuje dramatyczną próbę ratowania dobytku. Po pewnym czasie całe mieszkanie przykrywa gęsty i ciemny dym. 

Reklama

Po samym opublikowanym filmie ciężko stwierdzić, co było tak naprawdę przyczyną wybuchu. Pojazd był zapewne wyposażony w standardowe baterie litowo-jonowe, które potrafią być szalenie podatne na przeciążenia. Niekiedy do zapłonu akumulatorów wystarczy ich przegrzanie. Zbyt wysoka temperatura może doprowadzić do wytworzenia się niepożądanych reakcji chemicznych, co najczęściej ma miejsce w momencie zbyt długiego ładowania, lub korzystania z uszkodzonego zasilacza. Pomimo, że do takich sytuacji dochodzi stosunkowo rzadko, warto pamiętać, że żadna technologia nie jest bezpieczna w stu procentach.

Trzeba przyznać, że zapis wideo daje do myślenia, a sam Lucas di Grassi skomentował nagranie krótko - "nie kupujcie taniego chińskiego chłamu". 

***


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: skutery elektryczne | baterie litowo-jonowe | bezpieczeństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy