Do końca roku kierowcy nie usłyszą nic lepszego niż dziś. Nic gorszego też
Ceny paliw w polskich rafineriach zaczynają w ostatnich dniach nieznacznie rosnąć. Na sejmowej komisji finansów można było jednak usłyszeć coś, co wszystkim kierowcom powinno się spodobać. Jeśli założenia, o których mowa, faktycznie weszłyby w życie, mocno wpłynęłyby na ceny benzyny i diesla w przyszłym roku.
Zacznijmy od początku. Podatek od sprzedaży detalicznej (zwany inaczej handlowym) został wprowadzony przez rząd Mateusza Morawieckiego i zaczął obowiązywać w styczniu 2021 roku. Płacić mają go podmioty gospodarcze, które w danym miesiącu przekroczą 17 mln zł przychodu. Podatkiem objęty jest przychód powyżej tej kwoty, a jego stawka wynosi 0,8 proc. od przychodu między 17 a 170 mln i 1,4 proc, od przychodu powyżej 170 mln.
Warto zwrócić uwagę, że ten podatek płaci się od przychodu, a nie od dochodu. Teoretycznie można więc mieć stratę z działalności, a i tak zapłacić podatek. Ze względu na sposób liczenia podatku bardzo trudno jest oszacować jego wpływ na cenę litra paliwa, choć wpływ na ceny na stacjach ma. W ramach wprowadzonej w styczniu 2022 roku tarczy antyinflacyjnej wprowadzono przepis, który mówił, że sprzedaż detaliczna paliw zostaje wyłączona z podatku handlowego. I ten przepis najpewniej zostanie przedłużony do połowy przyszłego roku. I to jest dla kierowców bardzo dobra informacja. Jest też zła, a nawet bardzo zła.
Ceny paliw od 1 stycznia 2023 roku i tak skokowo pójdą w górę. Tarcza antyinflacyjna obniżyła bowiem stawki VAT na paliwo z 23 do 8 procent. Będzie ona obowiązywać tylko do końca roku. W efekcie od 1 stycznia VAT na paliwo znów będzie wynosił 23 proc., przez co ceny diesla i benzyny wzrosną o około 1 zł na litrze. Z dnia na dzień.
Mimo to prezes PKN Orlen Daniel Obajtek wciąż jak mantrę powtarza, że cena paliwa w Polsce jest najniższa w całej UE.