Dlaczego Polacy nie kupują nowych samochodów. Z biedy?

W listopadzie 2011 r. sprzedaż nowych samochodów wzrosła - w porównaniu z listopadem 2010 r. - o 16,5 proc. Gdzie?

article cover
Informacja prasowa (moto)

W bliskiej podobno bankructwa Grecji, borykającej się z ogromnym zadłużeniem, głęboką recesją, szybko rosnącym bezrobociem. Ratowanej przez pół świata. W tym samym okresie w innym kraju należącym do Unii Europejskiej, powszechnie chwalonym za wyniki gospodarcze i skuteczną obronę przed kryzysem, sprzedaż nowych aut spadła o 20 proc. Chodzi oczywiście o Polskę.

Wzmożony ruch w greckich autosalonach tłumaczy się wprowadzeniem dopłat za zakup nowego samochodu przy jednoczesnym zezłomowaniu starego. Najwidoczniej rząd w Atenach uznał, że to się per saldo opłaca, bowiem wpływy ze wzmożonej sprzedaży aut przewyższają koszty wynikające ze wspomnianych ulg podatkowych (wynoszą one od 300 do 2800 euro, zależnie od pojemności silnika). Tak jest w Grecji, która samochody osobowe wyłącznie importuje. W Polsce, gdzie auta się produkuje (choć pod obcymi szyldami), a związane z przemysłem motoryzacyjnym fabryki zatrudniają dziesiątki tysięcy pracowników, minister finansów twardo opiera się przed zastosowaniem sprawdzonych za granicą, ożywiających popyt, rozwiązań.

To jednak nie jedyna przyczyna marazmu, panującego od dawna na polskim rynku nowych samochodów. Są też inne, równie istotne.

Na przykład słabość rodzimej klasy średniej. To właśnie jej przedstawiciele - ludzie majętni, o ustabilizowanych źródłach dochodów, wykonujący poszukiwane, popłatne zawody - stanowią zazwyczaj podstawową klientelę autosalonów. Niestety, w Polsce jest to grupa relatywnie nieliczna, do tego w ostatnich czasach wyraźnie zbiedniała.

Niechęć do kupowania nowych samochodów paradoksalnie jest również przejawem ambicji i zdrowego rozsądku Polaków. Wielu z nas wychodzi z założenia, że "pakowanie pieniędzy w blachę", czyli wydawanie kilkunastu czy kilkudziesięciu pensji na zakup pojazdu, który natychmiast po wyjeździe za bramy salonu traci co najmniej 20 proc. na wartości, jest czystą głupotą. Zwłaszcza, jeżeli wiązałoby się z zadłużeniem się w banku. I tym bardziej, że wciąż, jako społeczeństwo, mamy ważniejsze potrzeby - na przykład kupno własnego mieszkania.

Za rozsądek należy się pochwała, lecz nieco inaczej wypada ocenić wybujałe motoryzacyjne ambicje rodaków. Wielu z nich mając do wyboru zakup nowego miejskiego samochodu w podstawowej wersji, woli kupić za te same pieniądze wóz używany, często po wielu przejściach, za to większy, bardziej prestiżowy, z mocniejszym silnikiem i bogatszym wyposażeniem. Czy słusznie? Na ten temat zdania były i są oczywiście bardzo podzielone...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas