Dlaczego paliwo drożeje? To (jeszcze) nie wina rządu

Podwyżki cen na stacjach mają swoje podłoże w czynnikach globalnych takich jak wycofanie się USA z porozumienia z Iranem, załamanie się wydobycia ropy w Wenezueli czy rosnące napięcie w rejonie Zatoki Perskiej. Szykowana przez rząd podwyżka dopiero przed nami.

"Wzrost cen paliw na stacjach to efekt wzrostu cen ropy na rynkach światowych" - powiedział w środę Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen, przypominając, że w ciągu miesiąca baryłka ropy zdrożała o 7-8 dol.

Czyżewski nazwał to tzw. "premią strachu" wynikającą z "czynników globalnych". Ekspert zaliczył do nich m.in. wycofanie się USA z porozumienia z Iranem, załamanie się przemysłu wydobywczego w Wenezueli czy rosnące napięcie w rejonie Zatoki Perskiej. Jego zdaniem, kluczowe znaczenie dla klientów ma umocnienie się dolara, który zawsze drożeje w momentach światowych niepokojów.

Reklama

Dodał też, że ceny paliw w Polsce są jednymi z najniższych w Europie (od redakcji - podobnie jak zarobki, tylko różnice są większe, w efekcie siła nabywcza polskiego kierowcy w przeliczeniu na litry paliwa jest przerażająco niska).

Na ostatnie podwyżki nie wpłynął jeszcze nowy, planowany przez rząd PiS, podatek. Obecnie trwają nad nim prace, gdy wejdzie w życie, z dnia na dzień paliwo podrożeje o kolejne 10 groszy. Dochód z tego podatku ma pozwolić m.in. na dofinansowanie dopłat do zakupu nowych samochodów elektrycznych. Obecnie kosztują one fortunę (przeważnie od 150 tys. zł), a dopłaty mają wynosić 25 tys. zł. Skorzysta z nich więc wąska, grupa najbogatszych Polaków.

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy