Czy można parkować pod nieczynną ładowarką? Jest wyrok sądu
Kierowca, który wykazał się umiejętnością wykorzystywania wolnej przestrzeni w zatłoczonym mieście, został ukarany. Miasto nie doceniło jego postępowania. Zamiast tego zmusiło go do zapłaty kary oraz wysokich kosztów odholowania. Choć mężczyzna oddał sprawę do sądu, ten tylko częściowo przyznał mu rację. Czy tak powinno działać sprawne państwo?

Spis treści:
Wydawałoby się, że we współczesnym świecie liczy się kreatywność - również podczas kierowania samochodem. Tymczasem okazuje się, że umiejętne wykorzystanie wolnej przestrzeni, spotyka się z dezaprobatą władz miasta. Przekonał się o tym kierowca, którego przypadek opisały niemieckie media.
Kuriozalna kara dla kierowcy mimo niedziałającej ładowarki
Znalezienie wolnego parkingu w dużych niemieckich miastach często graniczy z cudem. Bywa, że krąży się wokół miejsca docelowego przez kilkadziesiąt minut, zanim uda się gdziekolwiek zaparkować. To pewnie z tego powodu, kierowca poruszający się samochodem spalinowym, postanowił pozostawić auto pod wolnym miejscem przy niedziałającej ładowarce dla pojazdów elektrycznych. Uznał, że skoro miejsce jest formalnie przeznaczone dla samochodów, które się ładują, to wyjątkowo może z niego skorzystać. Nikt raczej nie będzie ładował samochodu na nieczynnej ładowarce.
Wkrótce okazało się, że to podejście było niezgodne z przepisami. Po powrocie do samochodu, mężczyzna zorientował się, że ten został odholowany na parking strzeżony przez firmę współpracującą z miastem. Co gorsze, aby odebrać samochód musiał zapłacić aż 472,10 euro (ok. 2 tys. zł). Wymagana opłata składała się z opłaty karnej (70,70 euro), kosztów holowania (297,50 euro) i kosztów przechowywania pojazdu (103,90 euro).
Mężczyzna nie dał za wygraną. Sprawa trafiła do niemieckiego sądu
Jak się okazuje, opłata za holowanie stanowiła aż 62 proc. kosztów, które musiał pokryć mężczyzna, chcąc odebrać swój samochód. Kierowca tłumaczył swoje przewinienie faktem, że nikomu nie blokował dostępu do ładowarki. Stacja ładowania była nieczynna od dłuższego czasu z powodu przebudowy. W tej sytuacji kierowca uznał działania służb za nieproporcjonalne i postanowił odwołać się do sądu.
Sąd Administracyjny w Hamburgu uznał, że zakaz parkowania na miejscu przeznaczonym do ładowania pojazdów elektrycznych obowiązuje niezależnie od tego, czy stacja ładowania jest czynna, czy też nie. Niemniej wskazał również, że w tym przypadku odholowanie pojazdu było nieuzasadnione. Samochód nie stwarzał zagrożenia, nie przeszkadzał pojazdom w ładowaniu ani nie utrudniał ruchu. Wystarczyło więc zobligować kierowcę jedynie do uiszczenia opłaty karnej. Ostatecznie miasto Hamburg musiało zwrócić kierowcy 401,40 euro, a więc kwotę niesłusznie naliczonych opłat.
Jak to wygląda w Polsce? U nas też są kary
Choć mogłoby się wydawać, że umiejętne wykorzystanie miejskiej przestrzeni, która i tak służy do postoju pojazdów, spotka się z aprobatą wymiaru sprawiedliwości, to jednak rzeczywistość okazała się zaskakująca. Sprawa zwróciła uwagę na to, jak bardzo przepisy potrafią być nieintuicyjne. Warto o tym wiedzieć, próbując w podobny sposób wykorzystywać przestrzeń przeznaczoną do ładowania w naszym kraju.
W Polsce również za parkowanie samochodem spalinowym na miejscu przeznaczonym do ładowania samochodu elektrycznego jest zakazane. Wynika to ze specjalnego oznakowania takich miejsc poprzez "zieloną kopertę", znak D-18 z tabliczką "EV" i znak D-23c. Kierowcy parkujący w nieuprawniony sposób na miejscach oznaczonych w ten sposób, popełniają wykroczenie z art. 92 §1 Kodeksu wykroczeń. Policjant może uznać, że nie stosują się oni do znaku lub sygnału drogowego.
Mandat za zaparkowanie samochodem spalinowym w Polsce na miejscu przeznaczonym do ładowania samochodów elektrycznych wynosi zazwyczaj 100 zł i 1 punkt karny. W przypadku skierowania sprawy do sądu, kara może być jednak wyższa - od 20 do nawet 5 tys. zł.