Czekają nas duże podwyżki
Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że każdy kolejny rząd chce dobra kierowców. Niestety, większości gabinetów udaje się po to dobro sięgnąć...
Kilka miesięcy temu informowaliśmy, że w głowach urzędników zrodził się pomysł nałożenia na kierowców tzw. "ekopodatku". Propozycja spotkała się z miażdżącą krytyką zmotoryzowanych, przedwyborcza walka o głosy sprawiła, że pomysł poszedł w odstawkę.
Nie oznacza to jednak, że kierowcy mogą już spać spokojnie. Ministerstwo Infrastruktury znalazło inny sposób, by sięgnąć do naszych kieszeni. Jak poinformowała niedawno "Polska The Times", jeszcze w tym roku w sejmie głosowany ma być nowy projekt ustawy dotyczącej zmian w rejestracji pojazdów.
Głównym założeniem jest zmiana opłat dotyczących rejestracji. Druga z kolei podwyżka (pierwsza miała miejsce w lutym) będzie, niestety, dotkliwa.
Obecnie za wydanie dowodu rejestracyjnego zapłacić trzeba 48 złotych. Po wprowadzeniu nowych przepisów cena wzrośnie ponad dwukrotnie (!) - do poziomu 110 zł. To samo dotyczy również opłat za wydanie tablic. Teraz trzeba za nie zapłacić 80 zł, po zmianach, w urzędowej kasie zostawimy aż 160 zł.
To, niestety, nie koniec złych wiadomości. Podniesienie opłat za tablice i dowody uderzy wyłącznie w kierowców, którzy mają zamiar zmienić auto. Urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury uznali jednak, że to nie wystarczy i wpadli na pomysł, w jaki sposób sięgnąć do kieszeni pozostałych zmotoryzowanych. Z tego względu wzrosnąć mają również ceny przeglądów rejestracyjnych.
W zależności od pojazdu i zakresu usługi za przegląd trzeba będzie zapłacić od 100 do aż 500 zł, tymczasem obecne stawki wahają się od 62 zł do 176 zł. Oznacza to, że koszt zarejestrowania samochodu wzrośnie do około 600 zł!
Przewidywana na przyszły rok podwyżka nie jest jedyną, jaka dotknie kierowców. Dotkliwie odczujemy również wzrost podatku VAT, który odbije się m.in. na kosztach usług oraz ubezpieczeń. Te ostatnie podrożeją również z powodu zwiększenia składki na Fundusz Gwarancyjny - wg ekspertów ceny polis wzrosnąć mogą o ok. 5 procent. Nie bez wpływu na ceny pozostanie również zapewne fakt, że obecnie towarzystwa na ubezpieczeniach komunikacyjnych tracą, a w nieskończoność to trwać nie może.
Jakby tego było mało, na jesień planowana jest również likwidacja ulgi na biokomponenty oraz podwyżka akcyzy na paliwa. Wstępne szacunki zakładają, że będzie to oznaczało wzrost cen paliwa o około 10 groszy na litrze.
Niestety, wygląda na to, że samochody znów staną się dobrem luksusowym. O kondycji finansowej polskich kierowców dobitnie świadczy to, że w ostatnich miesiącach spadek zainteresowania zanotowali nie tylko dealerzy samochodów nowych (spadek o 7,4 % w stosunku do sierpnia ubiegłego roku) ale też importerzy pojazdów używanych (w czerwcu wjechało do Polski o 2 tys. samochodów używanych mniej, niż w analogicznym okresie zeszłego roku).
Może się okazać, że wzrost opłat rejestracyjnych w znaczny sposób ograniczy zainteresowanie Polaków używanymi autami zza granicy. Problem w tym, że dla wielu rodaków alternatywą dla używanego auta z zachodu jest... rower.
Nie wszyscy muszą mieć w Polsce samochód? To prawda, ale kto utrzyma rząd, sejm i prezydenta, gdy kierowcy przesiądą się na rowery?
Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.