Co roku ginie małe miasto!

Polska jest krajem o bardzo wysokim współczynniku wypadków śmiertelnych. O ile w krajach zachodnich w 100 wypadkach drogowych giną 2-3 osoby, o tyle w Polsce liczba ta sięga 9-11 osób.

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Każdego roku w naszym kraju ponosi śmierć w wypadkach drogowych prawie 10 tys. osób, a około 100 tys. odnosi obrażenia. Każdego roku ginie małe miasto! Kiedy wydarzy się katastrofa lotnicza, kolejowa, czy gdzieś wybuchnie bomba, media rozpisują się na ten temat przez kilka dni. Drogowe tragedie pozostają praktycznie niezauważane, a przecież liczba ofiar wypadków drogowych wielokrotnie przekracza liczbę zgonów zaistniałych na skutek innych zdarzeń. Nie wspominając już o kosztach leczenia tych 100 tys. rannych każdego roku, o stratach materialnych. Są to miliardy złotych! Za to płacimy my wszyscy! Znaczna część ofiar wypadków pozostaje kalekami do końca życia.

Żałoba narodowa powinna trwać przez cały rok!

Przy różnych podniosłych okazjach ogłasza się co jakiś czas żałobę narodową. Gdyby wziąć pod uwagę liczbę wypadków drogowych i ich ofiar - żałoba narodowa powinna trwać przez cały rok! Przodujemy również w zakresie drogowego pijaństwa.

Nagminny jest widok małych dzieci przewożonych na tylnym siedzeniu bez żadnego zabezpieczenia, klęczących, wyglądających przez tylną szybę, albo trzymanych na kolanach mamusi, podczas gdy rodzice mają zapięte pasy. W razie wypadku dziecko poleci jak piłka i przebije szybę, albo zostanie zgniecione ciężarem ciała matki, która je trzyma na kolanach. Codziennie można zobaczyć rodziców ciągnących swe pociechy za rękę przy czerwonym świetle, przebiegających z dzieckiem przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. To jest wykładnik naszej wiedzy i świadomości motoryzacyjnej. Każdy z nas ma nadzieję, że wypadek drogowy jemu się nie przydarzy, że to spotyka tylko innych. Do czasu... Tych, którzy byli tego tak bardzo pewni, są pełne cmentarze i szpitale.

Media zapominają niestety o kwestii najważniejszej

W naszym kraju nie brakuje czasopism motoryzacyjnych, dodatków do gazet o tej tematyce, programów telewizyjnych czy radiowych. Prezentuje się w nich najnowsze modele samochodów, wiadomości i ciekawostki, porady ubezpieczeniowe, relacje z rajdów i wyścigów. To wszystko jest bardzo ciekawe, ale media zapominają niestety o kwestii najważniejszej - o sprawach bezpiecznej jazdy. W Polsce o bezpieczeństwie ruchu drogowego mówi się okazjonalnie, np. przed długimi weekendami (i to nie zawsze), przed 1 września, kiedy dzieci idą do szkoły. A potem temat wygasa, są inne "ważniejsze" sprawy. A wypadki zdarzają się codziennie, każdego dnia na polskich drogach ginie co najmniej 1 dziecko! Co więcej, w naszym kraju przyjął się zwyczaj mówienia i pisania w mediach o bezpieczeństwie ruchu drogowego z przymrużeniem oka. Znani aktorzy, piłkarze, piosenkarze opowiadają w wywiadach, jak to dojechali z Warszawy do Gdańska w dwie godziny, jak to puścili oko do policjanta i ten nie wypisał im mandatu itd. Stwarza to taki dziwny obraz, że przepisy ruchu drogowego są dla frajerów, że w modzie albo "trendy" jest łamać przepisy, przekraczać dozwolone prędkości itd. Stanowi to dla niektórych nawet powód do dumy. Takie brednie płynące z ust tzw. osób publicznych sprawiają, że inni też chcą je naśladować. Skoro gwiazda albo znany piłkarz tak jeździ, to dlaczego ja mam postępować inaczej?

Bardzo zbulwersowana była pewna polska aktorka, która na niemieckiej autostradzie została zatrzymana przez policjanta. Chciała mu wręczyć swoje zdjęcie, dać autograf czy jakąś tam płytę. Na policjancie nie zrobiło to żadnego wrażenia, musiała zapłacić mandat i odjechała jak niepyszna.

Brak jest w mediach fachowych porad

To przykre, że w innych krajach potulnie dostosowujemy się do przepisów ruchu drogowego, obawiamy się konsekwencji ze strony tamtejszej "drogówki", a u siebie postępujemy często tak, jakby te przepisy nas nie dotyczyły. Brak jest w mediach (poza nielicznymi wyjątkami) fachowych porad z zakresu bezpiecznej jazdy. Wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze, niewielu jest w redakcjach fachowców znających się na przepisach ruchu drogowego. Stąd nagminne podpieranie się wypowiedziami policjantów. Śmieszy nas, szczerze mówiąc, że to policjant musi tłumaczyć, dlaczego nie wolno np. wyprzedzać na skrzyżowaniach, dlaczego trzeba przewozić dzieci w fotelikach, że trzeba odśnieżyć cały samochód, a nie tylko wydrapać małe okienko na przedniej szybie... Rozumiem, że policjant z drogówki lub ekspert w zakresie ruchu drogowego może udzielać fachowych porad specjalistycznych, ale wyjaśnianie najprostszych kwestii, które powinien znać każdy posiadacz prawa jazdy jest po prostu żenujące.

Zdarza się czasem, że o kodeksie drogowym piszą osoby, które jednocześnie zajmują się na łamach czasopisma lub gazety poradami kulinarnymi, kosmetycznymi itd. Skutki są oczywiste. Proszę źle nas nie zrozumieć, nie chcemy nikogo obrażać, ale nie podjęlibyśmy się nigdy pisania o balecie czy sztuce szydełkowania, bo nie mamy o tym praktycznie zielonego pojęcia.

INTERIA.PL

"Kto dalej podskoczy lub napluje"

Po drugie, bezpieczeństwo ruchu drogowego stało się od pewnego czasu tematem niemodnym. Kilku Czytelników reportażu w naszym serwisie sugerowało, żeby nakręcić film, reportaż z takiej jazdy karetką i zaprezentować go w telewizji. To nie takie proste! Dyrektorzy stacji telewizyjnych wcale nie są zainteresowani podobnymi reportażami. Lepiej emitować na antenie różne durne teleturnieje w stylu "kto dalej podskoczy lub napluje" albo wynurzenia biednej leciwej damy, którą mąż zdradził trzy razy z trzema różnymi kobietami i teraz opowiada, co wtedy czuła. Bo podobno ludzie chcą to oglądać... Czy na pewno wszyscy gustują w takiej medialnej papce? Niektórzy redaktorzy tłumaczą, że trzeba pisać tylko to, co ludzie chcą czytać, a tzw. misja dziennikarska to przestarzały zabobon. Nikogo nie należy pouczać, lepiej pisać "pod czytelnika", żeby mu się to podobało. Czysta komercja. Szkoda jednak, że szefowie mediów zapominają, że to właśnie oni kreują takiego właśnie widza i czytelnika, podsuwając mu tanią sensację, dziennikarską tandetę.

Szkoda, że nie bierzemy przykładu z krajów bardziej rozwiniętych motoryzacyjnie, w których regularnie w stacjach telewizyjnych emituje się klipy edukacyjne, propagujące np. zapinanie pasów bezpieczeństwa, przewożenie dzieci w fotelikach ochronnych itd. W żadnej naszej polskiej telewizji nie widzieliśmy czegoś podobnego. W natłoku reklam podpasek, proszków do prania, komórek i innych super-atrakcyjnych promocji wyrobów kapitału zachodniego telewizje nie znajdują choćby 30 sekund, by wyemitować krótki kip przemawiający do wyobraźni polskich zmotoryzowanych. Bo po co? Kto za to zapłaci? W zjednoczonej Europie, do której już przecież należymy, kwestie bezpieczeństwa na drogach traktowane są zupełnie inaczej, wręcz priorytetowo. Ma to swoje odzwierciedlenie i w mediach, i w przepisach ruchu drogowego, i w procesie szkolenia kierowców. Tylko, że nie w Polsce...

Co pół roku pojawiają się jakieś nowelizacje

U nas przepisy zmieniają się ustawicznie, bo ciągle posłowie wymyślają coś nowego, tak jakby nie można było powołać grupy dobrych ekspertów i raz stworzyć solidny kodeks drogowy na wiele lat. Niestety, niemal co pół roku pojawiają się jakieś nowelizacje, zmiany itd. Przypomina to salę operacyjną, w której nieudolni i niefachowi lekarze wciąż operują od nowa konającego pacjenta, bo się pomylili i próbują naprawić swój błąd. Nic dziwnego, że kierowcy mają mętlik w głowie i dowiadują się o zmienionych przepisach dopiero od policjanta wypisującego im mandat. Są i tacy, którzy gdzieś coś słyszeli, coś im się tam obiło o uszy i tworzą własne domorosłe teorie na ten temat. Mnóstwo kierowców myli na przykład wymijanie z wyprzedzaniem i wciąż słyszymy pytania, czy wolno wymijać jadący wolniej pojazd, jeśli...

INTERIA.PL

Przepisy są fikcją

Polskie przepisy ruchu drogowego są niezwykle skomplikowane i właściwie niewiele jest osób, które znają kodeks od deski do deski. Na przykład przepisy dotyczące wyprzedzania rozsiane są w Prawie o ruchu drogowym w kilku miejscach, obwarowane szeregiem odnośników, zastrzeżeń itd.

Proces szkolenia kierowców w Rzeczpospolitej postawia bardzo wiele do życzenia, bo trzy czwarte czasu na kursie pochłania trenowanie manewrów pomiędzy słupkami. Ćwiczenie manewrów jest oczywiście potrzebne, warto jednak pamiętać, że na podczas parkowania raczej trudno się zabić. Na drodze natomiast to nic łatwiejszego. Nauka teorii często wiąże się z kolei z bezmyślnym wkuwaniem odpowiedzi testowych bez ich zrozumienia. Mało który instruktor uczy natomiast jazdy poza obszarem zabudowanym, wyprzedzania przy znacznej prędkości, jazdy nocnej itd. Nie starcza na to czasu ani pieniędzy. Trudno zresztą mieć pretensje do instruktorów, bo nastawienie wielu osób ubiegających się o prawo jazdy jest takie: byle łatwiej, byle prędzej, byle taniej. Ambitny instruktor albo właściciel ośrodka nauki jazdy splajtowałby szybciutko, gdyby chciał realizować dokładnie cały program szkolenia. Przepisy w tym zakresie są więc fikcją.

Podobnie, jak nauka udzielania pierwszej pomocy ofiarom wypadków. Na polskich drogach mamy więc albo niedouczonych, nieporadnych i egoistycznych kierowców, którzy od początku wpoili sobie złe nawyki, albo też "mistrzów" we własnym mniemaniu gotowych do podjęcia najbardziej nieobliczalnych manewrów. Takim zachowaniom sprzyja też fakt, iż spora część samochodów osobowych to pojazdy firmowe. Ich kierowcy często nie przejmują się wcale możliwością zniszczenia lub uszkodzenia auta, bo to przecież nie ich samochód, tylko firmy.

INTERIA.PL

Polskie chamstwo

Odrębną kwestią pozostaje kultura jazdy. Pod tym względem zajmujemy jedno z pierwszych niechlubnych miejsc na świecie w zakresie drogowego chamstwa. Każde nasze uchybienie czy błąd na jezdni natychmiast powoduje lawinę agresji. O ile w wielu krajach Europy Zachodniej sygnał klaksonu ma wymowę: "ruszaj, jedź kolego, zagapiłeś się", albo "uważaj na mnie", u nas wywołuje od razu skojarzenie z wyzwiskami i rodzi chęć odwetu. Trudno wyobrazić sobie biznesmena, dyrektora, lekarza, nauczyciela roztrącającego innych łokciami na korytarzu w jakimś urzędzie, popychającego idących wolniej, blokującego w drzwiach tych, którzy się spieszą i chcą przejść, podstawiającego komuś nogę na schodach itd. Gdyby ktoś tak się Ten sam prezes, doktor, aktor czy radca za kierownicą staje się często prawdziwą bestią, pospolitym wulgarnym chamem i robi dokładnie to, co przed chwilą opisałem, tylko że na jezdni i posługując się samochodem. Samochód stwarza jakieś dziwne i pozorne poczucie anonimowości, wyzwala agresję, a droga stanowi miejsce do wyładowania wszelkich naszych niezdrowych emocji i odreagowania stresów. Eleganckie damy i urodziwe dziewczyny, panowie w garniturach i przystojni studenci w czasie drogowych incydentów sypią bez opamiętania słowami na "k" i "ch", od razu przechodzą na "ty" i mieszają "przeciwnika" z błotem niejako na dzień dobry. Pasja godna naprawdę lepszej sprawy. A może właśnie na drodze ujawnia się cała prawda o tym, jacy jesteśmy? Może właśnie za kierownicą obnaża się nasze prawdziwe oblicze, starannie maskowane w innych sytuacjach?

To zadanie mediów

Prasa, radio, telewizja mają ogromny wpływ na społeczeństwo. Wielu ludzi to, co usłyszy, zobaczy lub przeczyta w mediach traktuje jako rzeczywistość, wykładnię prawdy. Mimo, że wielokrotnie media mijają się z prawdą, albo polują wyłącznie na sensację. Może warto więc wykorzystać siłę mediów do poprawy bezpieczeństwa na naszych drogach? Naszym zdaniem to właśnie przed mediami stoi bardzo ważne zadanie edukowania motoryzacyjnego społeczeństwa. Przepisy powinny być ciągle przypominane i objaśniane, warto też popularyzować bezpieczne i kulturalne zachowania na drogach. Nie mamy na myśli nachalnej dydaktyki, pouczania i wygrażania palcem, ale nowoczesną edukację motoryzacyjną, która powinna być prowadzona już od przedszkola i dotyczyć również ludzi dorosłych. To nie jest dobra wola dziennikarzy, ale ich obowiązek. To mogłaby być naprawdę dobra dziennikarska robota! Nie ma co oglądać się na innych, trzeba zacząć od siebie. Ufamy zatem, że nasze teksty motoryzacyjne na łamach serwisu Motoryzacja dotyczące bezpieczeństwa, które zamierzamy cyklicznie publikować, mogą się przydać i stanowić drobny krok w kierunku działań, o których piszemy.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas