Chorwacja w UE. Jest drożej? Są korki? (2)
Każdego lata tysiące Polaków spędzają urlopy w Chorwacji, na słonecznym wybrzeżu Adriatyku.
Kraków od półwyspu Istria dzieli około 1050 kilometrów. Można tę trasę pokonać w ciągu jednego dnia.
Jest piękna pogoda, temperatura, pomimo wczesnej pory, zbliża się do 30 st. C. Jedziemy malowniczą autostradą A1 przez Celje w kierunku Lublany. Kilka lat temu Słowenia zrezygnowała z odcinkowego poboru opłat na autostradach, zastępując je winietami. Dwutygodniowa kosztuje 15 euro, miesięczna - dwa razy drożej. Co ciekawe, pomimo zmiany systemu, bramki pozostawiono, ponieważ kierowcy ciężarówek i autokarów płacą po staremu. Samochody osobowe kierują się tam, gdzie nad przejazdem widnieje napis "vinjeta".
Na słoweńskich autostradach, to też pewna ich specyfika, można spotkać stacjonarne fotoradary. Stoją m.in. przed każdym dłuższym tunelem, anonsowane tablicami z napisem "Meritva hitrosti" (czyli pomiar prędkości). Dość pospolite są też przydrożne wyświetlacze, informujące kierowców, z jaką prędkością się poruszają. Jeżeli nie przekracza ona dozwolonego limitu, pojawia się słowo "hvala", czyli "dziękuję". Jak zauważyliśmy, działa to naprawdę dyscyplinująco.
Jest coraz cieplej, ruch na drodze rośnie. Kampery, samochody z przyczepami kempingowymi, o imponujących często rozmiarach, Na południe ciągną przybysze z zimniejszych krajów Europy, choć nie brakuje także i Włochów, dla których Chorwacja też jest częstym celem wakacyjnych wypraw. W ramach przerwy zjeżdżamy na chwilę z autostrady do miejscowości Unec. To jakby inny świat. Cicho, spokojnie. Zaglądamy do zabytkowego kościółka, gdzie, jak się okazuje, trwa akurat uroczystość pożegnania miejscowego proboszcza. Śpiewa chór, ławki wypełnia tłum mieszkańców w odświętnych strojach. Trochę głupio pojawić się w takim otoczeniu w krótkich spodenkach. Wycofujemy się zatem, wracając na autostradę o do jej wakacyjnego nastroju..
Od 1 lipca Chorwacja należy do Unii Europejskiej. Jesteśmy bardzo ciekawi, jak wpłynie to na lokalne procedury graniczne. Do niedawna przecież to Słowenia była tzw. zewnętrznym państwem UE, co zobowiązywało ją do szczególnie starannych kontroli. Tymczasem jeszcze w zeszłym roku tamtejsi pogranicznicy nawet nie trudzili się, by wziąć do ręki dokumenty podróżnych. Chorwaci, widząc wysuniętą z okna auta rękę z polskimi (niemieckimi, włoskimi, holenderskimi itp.) paszportami ledwie dostrzegalnym skinieniem głowy nakazywali jechać dalej. I tu zaskoczenie - od chwili, gdy Chorwacja stała się członkiem UE, kontrole stały się... dokładniejsze. Każdy paszport jest przeglądany przez służby obu państw, co oczywiście wydłuża kolejki. Tak było na przejściu w Buzet, które przekraczaliśmy w niedzielne południe, nie inaczej, jak wynika z relacji innych podróżnych, jest na innych przejściach granicznych z Chorwacją. Niekiedy powoduje to gigantyczne korki, które warto uwzględnić przy planowaniu podróży.
Nas szczęśliwie wspomniane zatory ominęły. W Buzet, na rondzie z dekoracją z unijnych złotych gwiazdek, zgodnie ze wskazówkami nawigacji skręcamy w kierunku Buje. Jedziemy malowniczymi i dość pustymi lokalnymi drogami, potem - pobierając na wjazdowej bramce bilet - przez imponujący wiadukt Mirna i trasą szybkiego ruchu, które znakomicie poprawiły komunikację masowo odwiedzanej przez turystów zagranicznych Istrii z resztą świata. Opuszczamy tę drogę, płacąc 16 kun (ok. 9-10 zł).
Do Vrsaru, celu naszej podróży, jest już naprawdę niedaleko... Tego dnia pokonaliśmy 330 km, ze średnią prędkością 75 km/godz...