Chińskie samochody jeszcze potanieją? BYD nie bierze jeńców

Europejskie karne cła na chińskie elektryki mają powstrzymać ekspansję chińskich gigantów i kupić czas potrzebny na restrukturyzację europejskich koncernów motoryzacyjnych. W rzeczywistości najwięksi chińscy gracze w praktyce mogą ich nawet nie odczuć, a polityka globalnego potentata tego rynku - koncernu BYD - sugeruje, że w kolejnych miesiącach samochody samochody "made in China" mogą nawet potanieć.

BYD chce obniżyć stawki płacone poddostawcom w Chinach o 10 proc. Kolejny cios w europejską motoryzację?
BYD chce obniżyć stawki płacone poddostawcom w Chinach o 10 proc. Kolejny cios w europejską motoryzację?Getty Images

Od października obowiązują w Unii Europejskiej karne cła na import samochodów elektrycznych z Chin. To jeden z elementów planu opóźnienia ekspansji chińskich gigantów na rynki Starego Kontynentu i ratowania pozycji europejskich producentów pojazdów. Okazuje się jednak, że nałożenie karnych ceł, które w niektórych przypadkach przekraczają nawet 35 proc., nie musi przełożyć się na duże podwyżki cen chińskich elektryków.

Nowe poczynania największego na świecie producenta elektryków  - chińskiego koncernu BYD - sugerują, że Europa może mieć gigantyczne problemy w zatrzymaniu napływu chińskich samochodów.

Kapitalizm po chińsku. Obniżasz ceny o 10 proc. albo czekaj latami

Chociaż w Chińskiej Republice Ludowej władze sprawuje Komunistyczna Partia Chin, a państwo na wielu obszarach ingeruje w gospodarkę, to co dzieje się aktualnie na chińskim rynku motoryzacyjnym śmiało określić można kwintesencją kapitalizmu.  Chińczycy do perfekcji opanowali sztukę dotowania strategicznych branż przemysłu i stymulowania konkurencji. W efekcie, kosztem tysięcy bankructw, udało się wyłonić kilku technologicznych i przemysłowych liderów pokroju Xiaomi czy BYD, którzy mogą dyktować warunki nie tylko na lokalnym rynku, ale też w szerszej, światowej perspektywie.

Dostawcy poczekają na wypłatę nawet pół roku

Ciekawa dyskusja, którą wyśledził branżowy serwis "elektrowoz.pl" przetoczyła się ostatnio przez platformę X. Wynika z niej, że BYD domaga się właśnie od swoich poddostawców obniżenia cen aż o 10 proc. Ci, którzy nie dostosują się do żądań chińskiego potentata, narażają się na zerwanie kontraktów lub wydłużenie terminów płatności. A te liczone są w Chinach w długich miesiącach.

Przykładowo w 2023 roku Tesla płacić miała swoim chińskim poddostawcom średnio po 101 dniach, czyli nieco ponad trzech miesiącach. Dla porównania w przypadku Xpenga było to 221 dni, BYD - 275 dni, a NIO - aż 295 dni.

Doskonale obrazuje to, jak gigantyczne koszty ponoszą chińskie przedsiębiorstwa, które często kredytują lokalnych gigantów przez przeszło pół roku. W tym miejscu warto jeszcze dodać, że w porównaniu do roku 2023, terminy płatności w BYD i Xpeng wydłużyły się o blisko 1/4.

Chińczycy potrafią opracować nowy model od zera w ciągu dwóch lat. Żaden europejski producent tego nie potrafiGetty Images

Europejskie cła pokryją chińscy robotnicy? BYD nie bierze jeńców

W przypadku BYD cła nałożone przez Komisję Europejską sięgają 17,4 proc. Póki co udział tego producenta w ogóle sprzedaży nowych samochodów w Europie jest ledwie zauważalny. Dość powiedzieć, że chociaż producent obecny jest na ponad 70 rynkach zagranicznych, w całym 2023 roku wyeksportował "zaledwie" 243 tysiące pojazdów. Wprawdzie wynik jest przeszło trzykrotnie lepszy niż w roku 2022, ale to wciąż daleko poniżej 10 proc. ogółu produkcji. W całym 2023 roku (drugi raz z rzędu) BYD wyprodukował ponad 3 mln pojazdów.

To doskonale obrazuje, jak wątłą barierę stanowią europejskie karne cła, które w ogólnym rozrachunku nawet obecnie są dla chińskich księgowych ledwie zauważalne. Co więcej, jeśli władzom BYD rzeczywiście uda się wymóc na poddostawcach korektę cen, niewykluczone, że ostatecznie eksportowane do Europy samochody mogłyby nawet potanieć. Pamiętajmy też, że BYD toczy obecnie ostrą rywalizację z Teslą i konsekwentnie realizuje plany europejskiej ekspansji - np. przez inwestycję w Turcji i na Węgrzech.

Z drugiej strony, stawiany przez BYD warunek obniżenia marży poddostawców wskazuje też, jak gigantyczne poświęcenia w budowaniu potęgi przemysłowej kraju ponoszą chińscy robotnicy. Otwartym pozostaje pytanie, czy lokalne firmy zniosą takie dokręcenie śruby, które w opinii ich przedstawicieli prowadzi do "autodestrukcji całego łańcucha dostaw". Już obecnie niektóre z nich poszukują rynków o niższych niż w Chinach kosztach pracy i przenoszą swoje fabryki chociażby do Tajlandii.

Chińczycy robią coś, co wydawało się niemożliwe

Z tego, jakim zagrożeniem stały się koncerny chińskie doskonale zdają sobie sprawę szefowie europejskich koncernów motoryzacyjnych. Luca de Meo, dyrektor generalny Renault, podczas niedawnego salonu samochodowego w Paryżu, powiedział, że "chińskie marki są w stanie od zera opracować samochód w ciągu dwóch lat, co do tej pory nie wydawało się możliwe".

Jednym słowem, europejskich producentów samochód czekają trudne czasy. Jeśli nie poradzą sobie z wyzwaniami związanymi przede wszystkim z obniżeniem kosztów, to może się okazać, że wkrótce wszyscy będziemy jeździć samochodami z Chin i żadne cła tego nie zmienią.

Nowy MG HS już w Polsce. Sprawdzamy, jak jeździ chińsko-brytyjska wołowina w pięciu smakach?INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas