Bój o 62 tys. zł dodatku za spanie w kabinie tira
Zawodowy kierowca prawomocnie wygrał spór z pracodawcą o dodatek za spanie w kabinie samochodu i w 2015 r. dostał 62 tys. zł. Firma złożyła jednak kasację, a Sąd Najwyższy uznał ją za zasadną. Trzy lata po przelaniu pieniędzy zapadł nowy wyrok, pogrążający kierowcę. Piotr Mania ma bowiem zwrócić je z odsetkami. Dziś to 93 tys. zł, kwota z każdym dniem rośnie. Materiał "Interwencji" Polsatu.
Pan Piotr ma 48 lat i jest zawodowym kierowcą. Od lat jeździł po całej Europie, pokonując tysiące kilometrów. Życie kierowcy zna od podszewki.
- Specyfika pracy jest naprawdę ciężka, jeżeli chodzi o noclegi w kabinie. Parkingi, gdzie stoją chłodnie koło ciebie i cały czas na minus 24 agregaty chodzą, nie śpisz całą noc. Samochód na samochodzie, 18:00 w Niemczech to parkingu już nie znajdziesz - opowiada.
W 2013 roku pan Piotr postanowił walczyć o swoje prawa. Założył w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy sprawę przeciwko firmie, w której pracował. Kierowca domagał się pieniędzy za spanie w kabinie.
- Każdemu kierowcy przebywającemu za granicą należało się 25 procent doby hotelowej danego kraju, dlatego że nie mamy warunków podobnych do domowych. Śpimy w kabinie, tam robimy sobie jedzenie, tam robimy wszystko - mówi.
Sąd odrzucił roszczenia pana Piotra, ale mężczyzna nie poddał się i odwołał się od wyroku. W 2015 roku sprawę wygrał. Były pracodawca musiał wypłacić mu ponad 62 tysiące złotych.
- Wszystko poobliczali i przyznali mi pieniądze. 62 tysiące złotych za 2,5 roku spania w kabinie. Cieszyłem się, bo wyrok się uprawomocnił i po dwóch tygodniach pieniądze trafiły na moje konto. Dla mnie sprawa zamknięta - wspomina.
Jak się okazało, nie był to koniec sprawy. Pracodawca odwołał się od korzystnego dla pana Piotra wyroku do Sądu Najwyższego. Sąd nakazał kierowcy zwrot pieniędzy wraz z odsetkami. To 93 tysiące złotych.
- Mijają trzy lata i Sąd Najwyższy, po zmianie przepisów w Trybunale Konstytucyjnym stwierdza, że ten przepis nie należy się kierowcom, bo by za dużo tych pieniędzy musieli płacić pracodawcy. Zmieniono przepis i Sąd Najwyższy postanowił mi to cofnąć - opowiada Piotr Mania.
- Coś tu jest nie tak z naszym prawem, żeby taką gotówkę zwrócić. Jak może prawo wstecz działać - zastanawia się Halina Kochmańska, matka pana Piotra.
- Ja uważam, że to wszystko jest niesprawiedliwe, bo jeżeli przyznali już i mógł sobie wydać te pieniądze czy rozporządzać nimi, to co teraz ma zrobić. Ja nie rozumiem, nie pojmuję takiego prawa - mówi Wojciech Kochmański, ojczym pana Piotra.
- Klauzuli żadnej nie było, żebym musiał trzymać te pieniądze, żeby były wpłacone na jakieś konto inne, czy żeby były nietykalne na wypadek, gdyby pracodawca się odwołał - dodaje pan Piotr.
Pan Piotr jest bankrutem, ściga go komornik. Kierowca nie pracuje i mieszka u rodziców. Nie może zrozumieć, dlaczego musi oddać to, co prawomocnie mu przyznano.
- Generalnie to roszczenie bohatera było niezasadne i ten wyrok, który był dla niego korzystny, był błędem, ale ponieważ był prawomocny, to pracodawca musiał spełnić to roszczenie. Jednoczenie od razu informował, że będzie składał skargę kasacyjną - mówi Katarzyna Przyborowska, prawnik.
- Nie mam tych pieniędzy, ja zdążyłem syna wykształcić, studia popłacić. Moim zdaniem prawo zadziało wstecz, ja wyjadę z kraju, nie zapłacę ani złotówki. Do końca życia będę siedział za granicą na obczyźnie, byle nie tu, w tym kraju. Odsetki lecą cały czas i będą lecieć. I co mogę zrobić? Miałem wszystko, nie mam nic, ciężko pracując - podsumowuje Piotr Mania.