​Audi w "prezydenckich" rozmiarach, ale nie dla prezydenta!

PRL, lata siedemdziesiąte. Jakaś psiapsiółka Stanisławy Gierek poskarżyła się, że w jej osiedlowym sklepie spożywczym w sobotnie południe zabrakło chleba. Pani Stasia opowiedziała o tym mężowi Edwardowi, wszechwładnemu I sekretarzowi KC PZPR. Ten wezwał premiera, premier - ministra handlu wewnętrznego, minister - prezesa spółdzielni "Społem", który, przerażony, obiecał, że to się już nie powtórzy i pieczywo w feralnym sklepie będzie zawsze, od rana do wieczora, choćby miało sczerstwieć na kamień. Przywódca partii uznał jednak, że to za mało i by zapobiec podobnym wydarzeniom w przyszłości nakazał... opracowanie ogólnokrajowego programu rozwoju piekarnictwa.

Ta anegdotka, trudno dziś ocenić, czy oparta na faktach czy całkowicie zmyślona, przypomniała się nam w związku z niedawną przygodą prezydenta Andrzeja Dudy na autostradzie A4. Wydawałoby się, że wystarczy dokonać przeglądu ogumienia w prezydenckich pojazdach, zmienić stosowne instrukcje, co najwyżej ochrzanić kogo trzeba i będzie po sprawie. Ale nie - od razu odezwały się głosy o konieczności wymiany całego parku samochodowego BOR. No i pach, pach - dosłownie parę dni później pojawiły się informacje o rozstrzygnięciu  przetargu na nowe prezydenckie limuzyny.

Reklama

Wiedzieliśmy, że obecna władza działa szybko, ale żeby aż tak? Dopiero potem okazało się, że wspomniany przetarg został rozpisany znacznie wcześniej, a to, że wyboru oferenta dokonano akurat tuż po wybuchu "afery oponowej", to zwykły zbieg okoliczności.

"Wiemy, czym będzie jeździł prezydent RP", "Prezydent przesiada się z bmw do audi" - głoszą nagłówki medialnych doniesień. Mamy tu do czynienia z pewną nadinterpretacją, bowiem rządowe zamówienie, opiewające na 20 aut za w sumie 8 mln zł, dotyczy audi 8L, czyli owszem, aut w "prezydenckich" rozmiarach, z potężnymi silnikami i luksusowo wyposażonych, ale z tego, co ujawniono, żadne z nich nie jest pojazdem opancerzonym, czyli takim, którym powinna przemieszczać się osoba piastująca najważniejszy urząd w państwie. Z drugiej strony trudno przypuszczać, by nowe wozy były przeznaczone dla funkcjonariuszy BOR, bo oni raczej nie potrzebują wentylowanych foteli, pokładowej telewizji czy lodówek na napoje, w które to ekstrasy mają być wyposażone rzeczone audi. W tej sytuacji należy przypuszczać, że odnowienie rządowej floty wiąże się, zgodnie zresztą z oficjalnymi wyjaśnieniami, ze zbliżającym się szczytem NATO w Warszawie. Dopiero potem przesiądą się do niej krajowe VIP-y.

Zastaw się a postaw się... Musimy jakoś pokazać się przed światem i zapewnić natowskim oficjelom odpowiedni komfort i bezpieczeństwo podróżowania, co nie znaczy, że sprawa zakupu nowych limuzyn nie wzbudziła ostrych niekiedy komentarzy internautów.

"Trzeba było brać Rolls-Royce'y a nie gruz poniemiecki. W latach 90. rząd jeździł Lanciami i wszystko było OK" - przypomina i radzi "BatNaNiemca".

"Te bmw nie były wcale złe, tylko wystarczyło je serwisować i przede wszystkim opony zmieniać co kilka lat, chyba nie myślą, że nowe limuzyny rozwiążą problem, jeśli nic nie będą z nimi robili przez kilka lat, to tak samo opony będą strzelać" - przewiduje "drv".

"Jak czytam, że kryterium mocy wynosiło 408 KM to świadczy tylko o jednym. O ustawieniu przetargu. Normalne kryterium byłoby np. 410 KM" - zauważa "Karol".

"Ja - przedwcześnie zdałem TICO na szrot. Było bezbłędne. Opony nie pękały, 140 km/godz po równym terenie (...), paliwa nieco ponad 4 litry na 100. Nie było tylko klimy, ale parkowanie - prawie w każdej wolnej dziurze" - dzieli się własnymi motoryzacyjnymi doświadczeniami "synkopa1".

"Za osiem i pół dużej bańki to ja z tatkiem przez te 3,5 roku moglibyśmy Go nawet nosić w lektyce i kłonicami byśmy odganiali gapiów co by mioł bezpiecznie" - proponuje "jo".

"Audi to bardzo dobry nowoczesny samochód, ale nie na polskie drogi. Ma bardzo delikatne aluminiowe zawieszenie, które na naszych drogach szybko traci swoje parametry i auto staje się niestabilne przy większych prędkościach. A przy 180 km/h to czyste samobójstwo, a tyle jechało BMW Prezydenta! Ktoś uruchomił tykającą bombę. Audi chyba nawet nie robi wersji pancernej, bo konstrukcja by tego nie wytrzymała. Ale wtopa" - ocenia "Witt".

No właśnie - 180 kilometrów na godzinę. Czy faktycznie kolumny VIP-ów muszą jeździć tak szybko? Czy weekendowa wycieczka (przypomnijmy, że do incydentu z udziałem prezydenckiej limuzyny doszło w drodze z jednego do innego ośrodka narciarskiego) jest wystarczającym powodem do lekceważenia przepisów, obowiązujących zwykłych śmiertelników? Według zgodnej opinii ekspertów, żadna, nawet najwyższej klasy, specjalnej konstrukcji i całkowicie nowa opona nie zapewni bezpieczeństwa, gdy do jej uszkodzenia dojdzie przy tak dużej prędkości, z jaką pędził prezydent i jego zmotoryzowana świta. Czy nie można by w tym przypadku mówić wręcz o narażaniu głowy państwa na niepotrzebne ryzyko?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy