Afera spalinowa będzie miała poważniejsze konsekwencje, niż się wydawało?
Niemieccy politycy boją się wizerunkowych następstw afery dieselgate. Wywołany przez Volkswagena skandal uderza nie tylko w przemysł motoryzacyjny, ale niemiecką gospodarkę w ogóle.
Alexander Dobrindt - niemiecki minister transportu - na łamach "Bild am Sonntag" w niewybrednych słowach skrytykował postawę producentów pojazdów. "Przemysł motoryzacyjny ma psi obowiązek przywrócić zaufanie nabywców do jego produktów i naprawić popełnione błędy" - skwitował. Dodał również, że skandal uderza w cały kraj i szkodzi wizerunkowi wszystkich produktów z metką "Made in Germany".
Dziś odbyć ma się specjalne spotkanie przedstawicieli niemieckich wytwórców pojazdów z politykami, na którym poszczególne koncerny przedstawić mają nowe rozwiązania w dziedzinie napędu aut. Jak czytamy na stronach "Deutsche Welle", bezpośrednim powodem zwołania spotkania na szczycie stało się orzeczenie sądu administracyjnego w Stuttgarcie, który zakazał wjazdu do miasta samochodów z silnikiem Diesla. Niemieccy producenci samochodów obawiają się, że może on zostać rozciągnięty na inne miasta.
Tymczasem szef Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką - DIW - ostrzega, że ""Niemcy osiągnęły apogeum wydajności gospodarczej, a być może już je przekroczyły". Zwraca też uwagę, że lokalni potentaci zbyt mało uwagi poświęcają inwestycjom w badania naukowe i rozwój. "W przemyśle samochodowym objawia się to głównie kurczowym trzymaniem się przestarzałych technologii" zaznacza. W wywiadzie dla "Welt am Sonntag" Fratzscher stwierdził, że "Kryzys w przemyśle motoryzacyjnej stwarza zagrożenie dla całej gospodarki narodowej".