5 lat więzienia za zdjęcie z fotoradaru. Warto ryzykować?

Chociaż poziom bezpieczeństwa na naszych drogach systematycznie się poprawia, Polacy wciąż plasują się w ścisłej czołówce najniebezpieczniejszych kierowców w Europie.

Dwa główne problemy polskich dróg - przekraczanie prędkości i nieprzestrzeganie pierwszeństwa przejazdu - każdego roku zbierają u nas śmiertelne żniwo.

Jakby tego było mało, w poczuciu bezkarności, coraz większa liczba kierowców dopuszcza się nie tylko wykroczeń, ale wręcz przestępstw, za które grożą im poważne zarzuty prokuratorskie!

Jednym z nich jest, przybierające ostatnimi czasy rozmiary prawdziwej plagi, zjawisko handlowania punktami karnymi. Od chwili, gdy Generalny Inspektorat Transportu Drogowego uruchomił system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym CANARD, pomysłowi rodacy zaczęli szukać sposobów na wywinięcie się od przykrych konsekwencji związanych ze zdjęciem z fotoradaru. W internecie natychmiast zaroiło się od ogłoszeń osób "sprzedających" własne punkty karne, co - niejednokrotnie - pozwala notorycznym piratom drogowym na zachowanie prawa jazdy.

Reklama

Zjawisko polega na udostępnianiu (oczywiście nie za darmo) swoich danych osobowych rzeczywistym sprawcom wykroczenia. W takim przypadku - zamiast siebie - właściciel pojazdu wskazuje, jako kierowcę inną osobę, która przyjmuje na swoje konto, związane z mandatem, punkty karne.

W internecie funkcjonuje również prawdziwa giełda osób, które, czerpiąc z tego nielegalne dochody, sprzedają zainteresowanym kierowcom dane osobowe obywateli byłych republik Bloku Wschodniego. Jeśli właściciel przyłapanego przez fotoradar pojazdu wskaże, jako kierowcę Białorusina czy Ukraińca szansa na to, że GITD ukarze go mandatem i nałoży punkty karne jest bardzo niewielka. Wymiana korespondencji pomiędzy instytucjami państwowymi może ciągnąć się miesiącami. Jest wielce prawdopodobne, że nie uda się dotrzeć do "sprawcy" wykroczenia zanim ulegnie ono przedawnieniu.

Wielu polskich kierowców, bojąc się utraty prawa jazdy "za punkty", korzysta z "pomocy" takich właśnie pośredników. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że decydując się na taki krok, ponosimy ogromne ryzyko. W przypadku "wpadki" grozi nam nie tylko mandat za wykroczenie drogowe, ale nawet kara więzienia! Zgodnie z artykułem 272 Kodeksu Karnego, wskazując innego kierowcę, niż ten, który faktycznie prowadził, dopuszczamy się poświadczenia nieprawdy. Grozi za to kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy