43 km/h i test czujności kierowców. Nikt nie zauważył tego znaku
Z początkiem marca rozpoczęła się ogólnopolska akcja policji "Na Drodze Patrz i Słuchaj". Celem działań, które potrwają przez cały miesiąc, jest uświadomienie uczestnikom ruchu, jak groźna może być na drodze nieuwaga. Skalę problemu doskonale odzwierciedla nietypowa akcja katowickiej drogówki, która ustawiła przy drodze jedyny w swoim rodzaju znak. Chociaż powinien od zwrócił uwagę zmotoryzowanych, 90 proc. kierowców w ogóle go nie zauważyło.
Rozkojarzenie i brak koncentracji to niestety poważny problem polskich dróg. Wypada podkreślić, że nie wynika on jedynie z lekkomyślności kierowców. Każdy, kto często porusza się samochodem chociażby po Niemczech przyzna, że polskie drogi cierpią na bardzo niebezpieczną przypadłość. Chodzi o klęskę urodzaju stosowanego przez zarządców oznakowania czy "zaśmiecanie" poboczy szyldami i banerami reklamowymi. Efektem jest groźne dla ruchu przebodźcowanie kierujących, którzy latami tkwiąc w takim otoczeniu wyrabiają w sobie niebezpieczny zwyczaj podświadomego ignorowania znaków. Skutkiem takiej deprecjacji oznakowania są chociażby kolizje na przejściach dla pieszych, którą rosnącą liczbę notujemy ostatnio w statystykach.
Doskonałym przykładem tego, w jaki sposób przebodźcowanie wpływa na zdolność kierowców do właściwej oceny sytuacji na drodze, jest akcja zorganizowana przez policjantów drogówki z Katowic. Przy ulicy Gospodarczej w Katowicach odbyła się nietypowa inscenizacja - ustawiono tam jedyne w swoim rodzaju oznakowanie - ograniczenie prędkości do 43 km/h. Nieopodal nietypowego znaku, który z miejsca powinien przyciągnąć uwagę kierujących, ustawiono dwa sportowe samochody - w tym "rajdówkę" należącą do kierowcy Jarosława Szeja - a przy autach zainscenizowano sesję zdjęciową z udziałem dwóch modelek.
Kawałek dalej patrol drogówki zatrzymywał jadące ulicą Gospodarczą pojazdy, by w przyjacielskiej atmosferze zamienić parę słów z ich kierowcami. Okazało się, że 9 na 10 skontrolowanych kierowców w ogóle nie zauważyło nietypowego znaku, bo ich uwagę odwróciła sesja zdjęciowa przy samochodach.
Druga grupa ankietowanych przyznała, że zauważyła znak dopiero jako trzeci element, po rajdówce i pozujących dziewczynach. Tylko w jednym przypadku kierowca od razu zwrócił uwagę na nietypowe oznakowanie.
Nietypową akcją policjanci śląskiej drogówki chcieli pokazać użytkownikom dróg, że mimo różnych "rozpraszaczy", muszą zachować czujność i uwagę za kierownicą. Warto podkreślić, że zachowania kierujących nie sposób ocenić stricte negatywnie. Całkiem prawdopodobne, że w wielu przypadkach zadziałał mechanizm oceny ryzyka - uwaga kierowców skupiła się na tym, co działo się wokół zaparkowanych samochodów, traktując sytuację jako potencjalne zagrożenie. Działania śląskiej policji świetnie obrazują jednak, w jaki sposób rozproszenie uwagi wpływa na zdolność do przyswajania informacji i jak ważne jest - powtarzane w Prawie o ruchu drogowym do znudzenia - zachowanie "szczególnej ostrożności".
Abstrahując od problemu "zaśmiecania" poboczy dróg banerami czy telebimami reklamowymi, warto przypomnieć, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych prowadzi właśnie audyt oznakowania polskich dróg. Sami drogowcy od lat kwestionują zasadność stosowania wielu z przeszło 400 występujących w kodeksie drogowym znaków, a sama GDDKiA zauważa np. że:
Trzeba jednak pamiętać, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad odpowiada zaledwie za około 5 proc. z ponad 420 tys. km dróg publicznych. Pozostała część zarządzana jest przez koncesjonariuszy, prezydentów miast i samorządy. Dość powiedzieć, że licząc "na okrągło" w całym kraju mamy obecnie około 400 zarządców dróg, więc uprzątnięcie drogi i poboczy ze zbędnych znaków i banerów reklamowych nie jest wcale prostym przedsięwzięciem.