Groźny wypadek na trasie RMF Morocco Challenge

Kilkadziesiąt kilometrów po starcie do pierwszego OS, trzeciego dnia rajdu, Jacek Stelmaszczyk jadący quadem Yamaha Raptor uległ ciężkiemu wypadkowi.

Jego quad wjechał w jedną z głębszych dziur na trasie i uszkodził przedni wahacz. To z kolei spowodowało, że quad zanurkował, a sam Jacek przekoziołkował nad kierownicą, przy dużej prędkości i przeleciał jeszcze kilkanaście metrów po kamienistym podłożu.

Siła uderzenia spowodowała, że zawodnik odczuwał ból przy oddychaniu i poruszaniu oraz ukruszył kilka zębów. Szczęśliwie Jacek jechał razem z Łukaszem Łaskawcem, który natychmiast wezwał do pomocy ratowników i organizatorów. Już po 10 minutach Jackiem zajęli się ratownicy Off Road Rescue Team, którzy zbadali go, unieruchomili kluczowe części ciała i zdecydowali o przewiezieniu zawodnika na dodatkowe badania radiologiczne do szpitala w Errachidii. Dopiero prześwietlenie wykazało, że Jacek ma uszkodzony kręgosłup.

Reklama

-"Na szczęście, życiu Jacka nie zagraża niebezpieczeństwo, a rdzeń kręgosłupa nie został uszkodzony. Niemniej jednak odniósł tak poważne obrażenia, że może to wyeliminować go z kolejnych rajdów w ciągu najbliższych kilku, a nawet kilkunastu miesięcy." - poinformował Albert Gryszczuk, organizator rajdu.

"Jacek bardzo cieszył się na walkę z wydmami, ale nie udało mu się dojechać do nich. Jest twardym zawodnikiem więc wierzę, że będzie walczył z trudnościami i wkrótce zobaczymy go na trasie." - dodał Gryszczuk.

Po czasochłonnej i trudnej , ze względu na deszcz i błoto, akcji ewakuacji zawodników z pierwszego odcinka drugiego dnia rajdu, uczestnicy RMF Morocco Challenge oraz Wielkiego Narodowego Treningu na pustyni wystartowali do zmagań z nowymi rodzajami trasy. Pierwsi zawodnicy wystartowali do rywalizacji o godzinie 10:00 lokalnego czasu (12:00 w Polsce). Tym razem mieli do przejechania niemal 400 kilometrów na dwóch odcinkach specjalnych.

Pierwszy OS zaczynał się w pobliżu miejscowości Arfoud, skąd zawodnicy mieli do przejechania ponad 150 km, z czego ostatnie kilkanaście po szczytach wielkiej wydmy Ergchebi. To właśnie na dojeździe do wydmy, poważnemu wypadkowi uległ Jacek Stelmaszczyk i tam poobijało się kilku motocyklistów (z których najbardziej ucierpiał Tomek Kurdziel). Dla większości zawodników olbrzymim wyzwaniem było przejechanie całego fragmentu trasy zaplanowanego na wydmy. Część zawodników po kilku próbach zrezygnowała z zaliczenia wszystkich wydm i skupiła się na najważniejszych. Kilka samochodów i motocykli miało problemy z oponami, auta traciły moc ze względu na zanieczyszczenia filtrów powietrza. Kilka załóg skorzystało z pomocy mieszkańców okolicznych miejscowości, którzy na swoich skuterach pomagali zjechać z wydmy.

-"To było straszne, jechaliśmy z wydmy na wydmę i wszędzie dookoła był tylko piasek. Zakopaliśmy się też do tego stopnia, że jedna z opon po prostu spadła z felgi. Musieliśmy wymienić całe koło, a koniec końców i tak wyprowadził nas mieszkający niedaleko chłopak, który odprowadził nas na dół do punktu pomiaru czasu pierwszego odcinka specjalnego." - wyznała Ania Dereszowska. -"Bałam się, że jak utkniemy na dobre, to przyjdzie nam spędzić noc wśród piasków, a tego bałam się najbardziej. Gdyby nie lokalny mieszkaniec to nie wyjechalibyśmy z tej wydmy przed zmrokiem." - dodała Ania.

-"Ja nie odważyłam się dziś wjeżdżać na wydmy, zamieniłam się miejscami z pilotem. Cały dzień zaczął się feralnie, bo od złapania gumy. Później zakopaliśmy się kilka razy na wydmach, a na koniec zaczęło nam znowu schodzić powietrze z koła." - przyznała Iza Małysz.

Również załoga RMF FM (Marcin Jędrych, Paweł "Karol" Piotrowski) miała problemy z autem. W ich wypadku samochód stracił moc a później wspomaganie. Również oni o zmroku zdecydowali się na skorzystanie z pomocy mieszkańców okolicznych miejscowości.

Po zjechaniu z wydm, zawodników czekał następny odcinek specjalny o długości 220 km, który kończył się przed Zagorą - bazą rajdu. Ostatnie kilometry poniedziałkowego odcinka biegły po dnie wyschniętego zazwyczaj jeziora (Chot), które po ostatnich deszczach tym razem zmieniło się w błotniste jezioro, trudne to przejechania nawet dla najbardziej doświadczonych zawodników. Kilka zespołów potrzebowało pomocy przy wyjechaniu z błota, kilka zrezygnowało z pokonywania pułapki, a tylko nielicznym udało się pokonać trasę omijając najbardziej błotniste fragmenty. Duży problem miała między innymi załoga Unimoga, która przez ponad 2 godziny wydostawała się z głębokiej, błotnistej pułapki przy pomocy dwóch traktorów.

-" Na trasie, szczególnie na wydmach zostało kilku zawodników, którym musieliśmy pomóc. Dwa campy na pustyni w bardzo złych jak na Afrykę warunkach, wczorajsza całodzienna ulewa oraz zmęczenie powodują, że zawodnicy jadą nerwowo i coraz mniej uważnie. To powoduje, że pojawiają się błędy. Niemniej jednak poza Jackiem, który najbardziej dotychczas ucierpiał w trakcie rajdu, żaden inny zawodnik nie wymagał hospitalizacji, a tylko dwóch uskarżało się na poobijanie i problemy z żebrami. " - powiedział Albert Gryszczuk. -"Mam nadzieję, że zawodnicy wypoczną dziś w hotelu i jutro pełni sił wystartują do kolejnego etapu. Szczególnie, że jutro też spotkają się z prawdziwymi wyzwaniami, wydmami i kolejnymi wyschniętymi jeziorami. Dzisiejszy odcinek był przedsmakiem prawdziwej afrykańskiej przygody zaplanowanej na jutro." - dodał Gryszczuk.

Ostatecznie na noc na wydmach pozostał Land Rover Discovery załogi Marek Janaszkiewicz/Grzegorz Surowiec ze zdjętymi oponami z wszystkich kół. Załoga poszła nocować do pobliskiego hotelu, aby rano zabrać się do pracy.

RMF
Dowiedz się więcej na temat: groźny wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy