Znaki wcale nie są potrzebne!

Drahten to 43-tysięczne holenderskie miasteczko położone przy autostradzie Amsterdam-Groningen. Co je wyróżnia? Brak jakichkolwiek znaków drogowych.

Drahten to 43-tysięczne holenderskie miasteczko położone przy autostradzie Amsterdam-Groningen. Co je wyróżnia? Brak jakichkolwiek znaków drogowych.

Na wszystkich skrzyżowaniach obowiązuje zasada: "pierwszeństwo ma nadjeżdżający z prawej". Skrzyżowania wyróżnione są nawierzchnią koloru czerwonego, a kierowcy, dojeżdżając do nich, dają sobie znaki, który ma przejechać pierwszy. I faktycznie to działa.

Choć obowiązują przede wszystkim przepisy ogólne, samochody poruszają się po mieście bardzo płynnie. Miejscowy inżynier ruchu, Heinz Moderman, który wprowadzał system w życie, ma się czym pochwalić. Liczba wypadków zmniejszyła się o ponad 70%.

W niektórych dzielnicach niemal w ogóle nie dochodzi do kolizji. Sporo pomogło także ograniczenie prędkości w Drahten do 30 km/h. Niska prędkość jazdy ulicami pozwala innym płynniej włączać się w sznur jadących samochodów i m.in. dzięki temu nie tworzą się korki. Na skrzyżowaniach świadomość, że jesteśmy zdani na siebie i uwagę innych, wzmacnia koncentrację kierowców. Oczywiście, nie wystarczy tylko usunąć znaki i wyłączyć sygnalizację świetlną. Wprowadzenie tego projektu wymagało modernizacji wielu skrzyżowań i innego rozplanowania ruchu w szczególności na głównych ulicach. Przy czym Drahten nie jest wcale prowincjonalnym miasteczkiem - każdej doby przez jego główną ulicę przetacza się 12 tys. samochodów.

Reklama

W mieście obserwowaliśmy niespotykane u nas zachowania kierowców. Samochody zatrzymują się przed przejściami dla pieszych, kierowcy ciężarówek dogadują się wzrokiem z rowerzystami. Prawie nikt nie jeździ szybciej niż 30 km/h. Rozmawialiśmy z kilkoma kierowcami i nie spotkaliśmy ani jednego, któremu to rozwiązanie nie spodobałoby się. Jeździ się wolniej, jednak wcale to nie znaczy, że przebycie tej samej trasy trwa dłużej. "Wcześniej potrzebowałem na dojazd z domu do pracy 20 minut, teraz 10 minut" - mówi Lars Kanten. Znikła agresja wśród kierowców. Nikt na nikogo nie trąbi, nikogo nie wyprzedza.

Iris Grump jeździ teraz o wiele lepiej, czuje się pewniej za kierownicą i bezpieczniej w swoim mieście. Poza tym dzięki temu systemowi oszczędza się mnóstwo pieniędzy. Każdy znak drogowy w Holandii kosztuje 350 euro, a roczne utrzymanie sygnalizacji świetlnej to aż 15 tys. euro.

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: znaki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy