Zarejestruj się do rejestracji...
Jak mówi stare motoryzacyjne przysłowie kierowca cieszy się zawsze dwa razy. Po raz pierwszy, gdy kupuje samochód i po raz drugi, gdy uda mu się go sprzedać.
W pierwszym przypadku radość jest jednak przedwczesna. Samochód trzeba przecież jeszcze zarejestrować... I tutaj przeważnie zaczynają się schody. Wizyta w wydziale komunikacji miejscowego urzędu czy starostwa to przeważnie trauma, z którą ciężko sobie poradzić. Ciągnące się w nieskończoność kolejki, bieganina pomiędzy kasą a okienkiem, skrupulatne wypełnianie, często niezrozumiałych, wniosków załączników do wniosków i załączników do załączników...
Co zrobić by się nie nabiegać? Mamy XXI wiek, więc wydawałoby się, że najprostszą formą dostępu do informacji jest internet. Nic bardziej mylnego. Wprawdzie każde miasto, czy starostwo przygotowuje dla petentów swoistą ściągę o nazwie "Biuletyn Informacji Publicznej", ale to, czy zawarte w nim dane są aktualne zależy jedynie od własnego "widzimisię" osób odpowiedzialnych za aktualizację treści. Zdecydowanie lepiej mają ci, którzy mieszkają w dużych miastach. Dla przykładu w Krakowie, na stronach Urzędu Miasta znajdziemy sporo udogodnień. Do pobrania są chociażby wnioski o rejestrację, podano również konta, na które można dokonywać wpłat. Wówczas wystarczy jedynie wyposażyć się w dowód wpłaty i śmiało udać się do odpowiedniego dla swojej dzielnicy urzędu. Odpada kolejka do kasy i marnowanie czasu na wypełnianie wniosków. Jeśli mamy ze sobą komplet dokumentów (dowód własności pojazdu np. umowa kupna-sprzedaży, karta pojazdu, dowód rejestracyjny, aktualny odpis z KRS i zaświadczenie o nadaniu nr REGON jeśli samochód kupiono od firmy) sama rejestracja nie powinna trwać więcej niż 10 minut.
Niestety pozostałe 38 % ludności Polski, która zamieszkuje z dala od wielkomiejskich aglomeracji ma zdecydowanie gorzej. Wprawdzie internet jest wszędzie i namiętnie korzystają z niego chociażby rolnicy, to jednak starostwa powiatowe wciąż podchodzą do niego nieufnie. O ile w ogóle uda nam się znaleźć jakąkolwiek informację o godzinach pracy wydziału rejestracji, o ściągnięciu wniosków czy dokonaniu przelewu na odpowiednie konta przeważnie możemy jedynie pomarzyć. Po staremu trzeba więc uzbroić się w termos i kanapki, i w spokoju odstać swoje. Najpierw w kolejce do okienka, później w kolejce do kasy...
To jednak nie wszystko. Na petentów czyha zdecydowanie więcej pułapek. W związku z lawinowym napływem do Polski używanych samochodów z Europy urzędnicy nie nadążają z obsługą interesantów (jakby kiedyś nadążali...). Z tego względu wiele urzędów, na wzór przychodni lekarskich, wprowadziło system zapisów do rejestracji. I nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że petent dowiaduje się o tego typu rozwiązaniach dopiero wówczas, gdy załatwi już sobie dzień urlopu i pełen nadziei pogna do wydziału komunikacji. Ani na stronach urzędów, ani w biuletynach informacji publicznej przeważnie nie znajdziemy o tym ani słowa. Tym sposobem wybierając się po rejestrację np. w poniedziałek, być może uda nam się dostać termin na środę...
Kilka dni temu zapytaliśmy jedną z urzędniczek Starostwa Powiatowego w Lubinie (dolnośląskie) , dlaczego tego typu informacje nie są dostępne w sieci. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że "być może nie ma o tym wzmianki, ponieważ rozwiązanie to ma jedynie charakter chwilowy". Faktycznie, na drzwiach wydziału rejestracji wisiała kartka informująca, że wprowadzony został system zapisów. Z dniem 1 lipca 2007 roku. Cóż, jak powszechnie wiadomo, całe nasze życie to tylko chwila...
Jeśli więc wymieniliście właśnie samochód i nosicie się z zamiarem wycieczki krajoznawczej po urzędach, radzimy zacząć swoją rejestracyjną przygodę nie od "googla", ale książki telefonicznej. Wprawdzie stracimy nieco na rachunku za telefon, ale przynajmniej uda nam się zaoszczędzić dzień urlopu. Oczywiście pod warunkiem, że rejestracja do rejestracji nie musi odbywać się osobiście.