Zapomnijcie o całowaniu!

Zimno, mokro i daleko od domu. Masz już serdecznie dość ciągłego bujania, więc po raz ostatni rzucasz okiem na horyzont i wydajesz rozkaz do zanurzenia.

Nie, nie jesteś wcale pierwszym po Bogu na pokładzie okrętu podwodnego. Jesteś zwyczajnym kierowcą, tyle tylko, że nie całkiem zwyczajnego pojazdu...

Znana ze swojej ekstrawagancji firma Rinspeed pokazała właśnie pierwsze wizualizacje swojego najnowszego projektu. Inżynierowie zainspirowani filmem "The spy who loved me", w którym niezwyciężony James Bond używał swojego lotusa esprit w charakterze okrętu podwodnego Jej Królewskiej Mości, postanowili zbudować własny podwodny wehikuł.

Samochód nazywa się "sQuba" i ma zostać zaprezentowany w marcu na salonie samochodowym w Genewie. Póki co, wiadomo jedynie, że auto będzie mogło zanurzać się na głębokość 33 stóp (ok 10 m). James Bond nie byłby jednak z niego zadowolony, bo podobnie jak japońskie i włoskie "żywe torpedy" z czasów II wojny światowej wyposażone będzie ono w otwarty kokpit! O namiętnych pocałunkach w głębinach można więc zapomnieć, intymna atmosfera na niewiele się zda, gdyż zarówno kierowca jak i pasażerka (zapewne miss mokrego podkoszulka) będą musieli korzystać z akwalungów.

Samochód ma jednak pewną niepodważalną zaletę. Pod wodą nie trzeba się przynajmniej obawiać ukrytej w wodorostach drogówki.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama