W sobotni wieczór w Krakowie nad Wisłą wszystko może się zdarzyć...
Kto w miniony sobotni wieczór spacerował w Krakowie nad Wisłą mógł przecierać oczy ze zdumienia. Na nadrzecznych bulwarach, w miejscu przeznaczonym wyłącznie dla pieszych i ewentualnie rowerzystów, jakby nigdy nic zaparkowały cztery lśniące nieskazitelnym lakierem nadwozi sportowe superfury. Chyba równie wielkie zdziwienie budzą jednak odpowiedzi na nasze pytania ze strony miejskich instytucji, które poprosiliśmy o wyjaśnienie opisanej sytuacji.
Samochody, o których mowa to dwa Ferrari: SF90 Stradale i F8 Tributo oraz dwa Lamborghini: Aventador SVJ Roadster i Huracane w wersji Evo. Ich silniki mają łącznie 38 cylindrów, prawie 20 litrów pojemności i generują ponad 3000 koni mechanicznych mocy. A kosztują... Nigdy nie widzieliście takich pieniędzy. Za szybą jednego z owych cacek leżało "Zezwolenie na wjazd pojazdu na teren bulwarów Wisły w Krakowie", wydane przez miejscowy Zarząd Zieleni Miejskiej dla, uwaga, Stowarzyszenia Armatorów i Inwestorów Dorzecza Wisły.
Czy słyszeliście kiedykolwiek o takiej organizacji? My też nie. Jak wynika z Krajowego Rejestru Sądowego, została ona zarejestrowana w 2014 r. i ma swoją siedzibę w Krakowie. Jaką wykazuje się aktywnością? No cóż, ostatni wpis na jej fejsbukowym profilu pochodzi z października 2018 r. Z wcześniejszych zwraca uwagę bogato udokumentowana fotograficznie relacja z poświęcenia sztandaru SAiIDW w 2015 r.
Jak poinformował nas Zarząd Zieleni Miejskiej, Stowarzyszenie Armatorów i Inwestorów Dorzecza Wisły dysponuje pięcioma zezwoleniami, uprawniającymi w 2021 r. do wjazdu na bulwary wiślane. Cel wjazdu jest ściśle określony, to "kontrola i zabezpieczenie jednostek na wypadek stanów ostrzegawczych i powodziowych (przewóz sprzętu i materiałów eksploatacyjnych), przewóz osób niepełnosprawnych". Co istotne, taki pojazd "winien być oznakowany włączoną lampą sygnalizacyjną", a jego postój "dopuszczalny jest na alejkach w sposób nie utrudniający ruchu pieszego wyłącznie na czas rozładunku i załadunku, wsiadania i opuszczania pojazdu". ZZM zapewnia, że "w przypadku postoju niezgodnego ze wskazaniami na zezwoleniu (...) lub też brakiem zezwolenia na wjazd, Straż Miejska egzekwuje nieprzestrzeganie przepisów."
Chyba przestrzeganie... Mniejsza o to. Zwróciliśmy się do przywołanej służby z pytaniem, czy i jakie kroki podjęła w związku z incydentem na Bulwarze Wołyńskim. W mailu, sygnowanym przez Marka Anioła, rzecznika krakowskiej Straży Miejskiej, czytamy, że "zgłoszenie wpłynęło do dyżurnego około 22.29. Zostało niezwłocznie przekierowane do patroli pełniących służbę w tym rejonie, jako kolejne do realizacji. Ponieważ nie dotyczyło zagrożenia zdrowia i życia osób, a takie interwencje zawsze były i są podejmowane w pierwszej kolejności, patrol pojawił się na bulwarze około północy. Samochodów już nie było."
"Około 22.29"... Uwielbiamy takie określenia. Podobnie jak stwierdzenie, że po półtorej godzinie od zgłoszenia zdarzenia na jego miejscu już nikogo nie było. Możemy się domyślać, że w strażnikach walczyły dwa przeciwstawne uczucia. Chęć obejrzenia z bliska rzadko spotykanych na ulicach, atrakcyjnych samochodów i obawa, kogo się przy nich spotka. Gromadę rozkapryszonych biznesmenów z nowego nadania? Wysoko ustosunkowanych celebrytów? Na wszelki wypadek lepiej się spóźnić niż narazić na kłopoty...
Z drugiej strony, czy naprawdę jest się czemu dziwić? W ostatnim czasie często i dużo pada. Z pewnością istnieje zagrożenie powodziowe. Stan wody na Wiśle trzeba regularnie kontrolować. Członkowie Stowarzyszenia Armatorów i Inwestorów Dorzecza Wisły nie muszą czynić tego osobiście. Mogą poprosić o pomoc specjalistę, przekazując mu zezwolenie na wjazd na bulwary, wydane bądź co bądź na okaziciela, a zatem nie przypisane do konkretnego auta czy kierowcy. A że ten specjalista jeździ Ferrari albo innym Lamborghini? Jego sprawa... Nie wiemy, co przewoziły sfilmowane na deptaku wozy. Niewykluczone, że był to "sprzęt, materiały eksploatacyjne lub osoby niepełnosprawne".
Kontrolującemu sytuację powodziową na Wiśle wysłannikowi SAiIDW zarzucić można jedynie brak włączonej lampy sygnalizacyjnej. Pewnie biedak z pośpiechu zapomniał ją ze sobą zabrać. Drobne niedopatrzenie. Aha, kierowcy pozostałych sportowych bolidów faktycznie nie mogli wylegitymować się jakimikolwiek urzędowymi zezwoleniami. Prawdopodobnie stanowili obstawę naszego eksperta, towarzysząc mu w ramach koleżeńskiej przysługi. W sobotni wieczór w Krakowie nad Wisłą wszystko może się zdarzyć...