Strolowali elektromobilność. Wsadzili do Tesli silnik Diesla. Ale druciarstwo

Jeżeli myślicie, że Polacy są największymi "druciarzami", to zobaczcie, do czego zdolni są zmotoryzowani za oceanem. Pewien Youtuber z USA sprawił, że jego Tesla Model S jest w stanie przejechać blisko 2500 km na jednym ładowaniu. Swoim oryginalnym rozwiązaniem oszukał elektromobilność, ale czy to ma w ogóle sens?

Samochody elektryczne oferują coraz większe zasięgi - w przypadku Tesli Model S, co udowodnił wielki test elektryków Norweskiej Federacji Samochodowej, na jednym ładowaniu można przejechać ponad 670 kilometrów. Dla wielu klientów to w zupełności wystarczy, bowiem jak pokazują raporty, przeciętny zjadacz chleba w Europie pokonuje każdego dnia od 25 do 75 km. 

Zasięg to największy problem samochodów elektrycznych

Mimo to wielu klientów wymienia zasięg jako jedna z głównych przeszkód, jaka powstrzymuje ich przed zakupem auta elektrycznego. Między innymi dlatego producenci stworzyli auta elektryczne wyposażone w silniki spalinowe, które służą za generatory prądu - jednym z nich jest nieoferowane już na ten moment BMW i3. 

Reklama

Tak zwany "range extender", w postaci silnika Wankla, posiada również nowa Mazda MX-30. Jeszcze inaczej jest to rozwiązane w nowym Nissanie Qashqai i X-Trail z napędem E-Power. Koła japońskich SUV-ów są napędzane prądem, jednak ten prąd generuje wcześniej silnik spalinowy. Z jednej strony jeździmy na prądzie, z drugiej na bieżąco "brudzimy" planetę i nie przysługują nam przywileje dla aut zupełnie bezemisyjnych. Czy takie auta mają sens? Autor hybrydowej Tesli raczej się nad tym nie zastanawiał.

Ten elektryk nie boi się długich tras

Autorski projekt chłopaków z kanału “Warped Percepcion" pokazuje, że jak się chce, to można. Amerykanie wzięli na warsztat Teslę Model S P85D, a następnie poddali skomplikowanym modyfikacjom - do bagażnika elektrycznego sedana wsadzili silnik Diesla. Wszystko po to, by na przejechać blisko 4000 km bez konieczności częstego ładowania. Czy to się udało?

Tesla z dieslem. Jest jeszcze pole do poprawy

Tesla Model S z rurą wydechową wystająca przez tylną szybę była w stanie pokonać bez ładowania blisko 1600 km. Zdaniem konstruktora ten wynik dałoby się poprawić, jednak projekt wymaga pewnych modyfikacji. Na ten moment największa przeszkodą był fakt, że jednostka przegrzewała się podczas pracy z mocą 80 proc.  

Gdyby parametry udało się utrzymać w normie przez całą podróż, wówczas Tesla Model S z silnikiem Diesla byłaby w stanie przejechać do 2500 km na jednym ładowaniu z pełnym bakiem paliwa. Ile to kosztuje? W trakcie tej podróży generator zużył ok. 290 litrów ropy, co w podsumowaniu przełożyło się na zużycie 6,7 l/100 km. Podobnym spalaniem w trasie mogą się pochwalić dziś hybrydowe kompakty czy limuzyny klasy wyższej z silnikami Diesla.

Hybrydowa Tesla miała jeszcze jeden poważny problem. Chodzi oczywiście o hałas, który generował silnik na tylnej osi. Pomysłodawca i realizator tego projektu przyznał, że do tego dudnienia można się przyzwyczaić, jednak miewał momenty, w których chciał po prostu wyskoczyć przez drzwi.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tesla | Tesla Model S | elektryki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy