Samochody na dnie mórz

Czy ktoś reflektuje na pół hyundaia albo plasterek kii? Da się załatwić, chociaż trzeba będzie trochę poczekać i pokombinować...

MV "Golden Ray" to statek specjalnie przystosowany do transportu pojazdów.  8 września 2019 r., krótko po północy, wypłynął z Port of Brunswick w amerykańskim stanie Georgia, wioząc w swoich wnętrzach 4200 samochodów wspomnianych na wstępie koreańskich marek. Wypłynął i wkrótce zatonął na okolicznych płytkich wodach. Spoczywa tam do dzisiaj, przewrócony na bok. Niebawem opuści jednak to miejsce.

Mierzący 200 metrów długości wrak zostanie w spektakularny sposób, bo za pomocą ogromnej piły łańcuchowej, pocięty na osiem części, które załadowane na barki trafią następnie do recyklingu. Operacja jest wielce skomplikowana, bowiem trzeba m.in. zapobiec wyciekowi ponad 100 tysięcy litrów paliwa, znajdującego się wciąż w zbiornikach jednostki. No i spróbować spełnić oczekiwania właściciela statku, który chciałby ponoć uratować możliwie jak najwięcej  aut, obecnie uwięzionych w ładowniach. Jaki będzie ich dalszy los, tego nie wiemy. Można tylko się domyślać. Nie wykluczając, że ocaleją również niektóre spośród przepiłowanych egzemplarzy. Jako ciekawostka i pamiątka.  

Reklama

Wypadek MV Golden Ray to nie pierwsza i zapewne nie ostatnia tego rodzaju morska katastrofa. Każda z nich musi sprawiać ból miłośnikom motoryzacji.

12 marca 2019 r. dwieście mil od atlantyckich brzegów Francji poszedł na dno kontenerowiec "Grande America". A wraz z nim 2000 nowiutkich audi oraz 37 porsche, przeznaczonych dla odbiorców w Brazylii. Wśród nich znajdowały się cztery sztuki 911 GT2 RS. Ich strata był szczególnie dotkliwa, gdyż miesiąc wcześniej oficjalnie zakończono produkcję tego ekskluzywnego modelu. W związku z wypadkiem firma Porsche postanowiła ją chwilowo wznowić. Tylko po to, by zaoceaniczni klienci nie poczuli się rozczarowani i otrzymali wymarzone wozy, zresztą dokładnie wedle zamówionej specyfikacji.

5 grudnia 2012 r. na Morzu Północnym po kolizji z pływającym pod banderą cypryjską kontenerowcem "Corvus J" zatonął MV "Baltic Ace". Statek, zbudowany w stoczni w Gdyni, transportował z Zeebrugge w Belgii do portu Kotka w Finlandii 1417 mitsubishi. Niestety, katastrofa, do której doszło w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, miała swój tragiczny wymiar, ponieważ nie udało się uratować 11 spośród 24 członków załogi. W grupie ocalałych był polski kapitan jednostki.

23 lipca 2006 r. okazał się pechowy dla MV "Cougar Ace". Tego dnia statek, będący w rejsie z Japonii do Ameryki, wymieniał wodę balastową. Według późniejszych ustaleń, podczas wykonywania tej operacji w jego burtę uderzyła potężna fala. Jednostka straciła stabilność i przewróciła się na bok, z fatalnym skutkiem dla przewożonych przez nią 4812 samochodów: 4703 mazd różnych modeli oraz 109 isuzu. Ubezpieczyciel wycenił straty na, bagatela, 117 mln dolarów.

14 grudnia 2002 r. na Kanale La Manche, również po zderzeniu z innym statkiem, zatonął MV "Tricolor", wiozący 2871 nowych samochodów, głównie bmw, volvo i saabów.

To najgłośniejsze wypadki z ostatnich lat. Informacje o tysiącach samochodów, spoczywających w morzach, robią wrażenie, ale na wyobraźnię działają także wydarzenia o znacznie mniejszej skali.

W 2018 r. nurkowie penetrujący wrak parowca "Manasoo", który zatonął 90 lat wcześniej w wielkim jeziorze Huron na pograniczu USA i Kanady, odkryli w jego wnętrzu zachowanego w całości i w zupełnie dobrym stanie Chevroleta coupe z 1927 r.

Auto należało do pewnego hodowcy bydła, jedynego pasażera, który przeżył tę katastrofę. Oryginalne znalezisko otrzymało przydomek "mussel car" (czyli "samochód muszelkowy"), jako wariację znanego określenia muscle car.      

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy