Prąd bez kabla? To możliwe

Złośliwi twierdzą, że zasięg samochodów elektrycznych jest wprost proporcjonalny do długości kabla zasilającego... Wkrótce może się jednak okazać, że do ładowania pojazdów elektrycznych nie będą potrzebne żadne przewody!

Dzisiejsze pojazdy takie jak mitsubishi i-MiEV czy pegueot iOn ładowane są za pośrednictwem grubego przewodu, który w zależności od potrzeb wpiąć można w specjalną przystawkę, lub bezpośrednio do domowej sieci. Oznacza to, że by po powrocie z pracy samochód następnego dnia nie odmówił posłuszeństwa, trzeba pamiętać o rozwinięciu przewodu i wpięciu go do gniazdka.

W dodatku samo ładowanie nie jest procesem krótkotrwałym. Korzystając ze standardowego gniazda sieciowego, naładowanie baterii do pełna (co przeważnie zapewnia zasięg około 100-150 km), trwa nawet 6 do 8 godzin. Lepiej wygląda sytuacja, jeśli mamy możliwość podpięcia się do gniazdka prądu trójfazowego o napięciu 380 V. Dzięki niemu czas ładowania spada mniej więcej o połowę.

Naukowcy pracują już jednak nad technologią, która pozwoli uniknąć konieczności codziennego podłączania samochodu do prądu. Firma Delphi, przy współpracy z WiTricity Copr., opracowuje właśnie bezprzewodowy system ładowania baterii, którego elementy na stałe można by zamontować w przydomowym garażu lub na miejscu parkingowym.

Reklama

Technologia bezprzewodowego przekazywania energii elektrycznej opiera się na zjawisku rezonansu magnetycznego. Inżynierom udało się opracować kompaktowych rozmiarów system, który jest w stanie przekazać energię 3300 watów, dzięki czemu ładowanie auta bez użycia przewodów trwać może dokładnie tyle samo czasu, co przy metodzie konwencjonalnej (prawdopodobnie przy wykorzystaniu standardowego gniazdka sieciowego).

Amerykanie proponują, by specjalne przystawki zdawcze montować w garażach lub na parkingach, obecnie produkowane pojazdy trzeba by też wyposażyć w urządzenia odbiorcze. Opracowany przez nich system jest skuteczny, bezpieczny i działa na stosunkowo duże odległości. Kierowca po powrocie do domu musiałby jedynie zaparkować swój samochód w pobliżu nadajnika, a funkcja ładowania włączałaby się automatycznie.

Jeśli opatentowany przez WiTricity system przyjąłby się w świecie motoryzacji, przewody do ładowania służyłby jedynie jako system awaryjny, który pozwalałby doładować auto w hotelu czy miejscu pracy.

Nie wiadomo na razie, ile nowy system miałby kosztować. Konieczność wyposażenia samochodu w przystawkę odbiorczą oczywiście nie pozostanie bez wpływu na cenę pojazdu.

Chociaż, biorąc pod uwagę, że elektrycznie napędzane mitsubishi i-MiEV na polskim rynku kosztuje 160 800 zł, to czy kolejne kilka tysięcy zrobi na kimkolwiek wrażenie?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zasięg | prąd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy