Jak szybko stracić pół miliona dolarów? Wystarczy szaleć Ferrari na ściernisku
Twórcy internetowi dla tzw. zasięgów są w stanie zrealizować nawet najbardziej szalone pomysły. Niestety w niektórych przypadkach chęć przyciągnięcia kolejnych widzów może zakończyć się w sposób niespodziewany i tragiczny. Niedawno przekonał się o tym pewien youtuber, który postanowił przetestować warte blisko pół miliona dolarów Ferrari na suchym ściernisku.
WhistlinDiesel to stosunkowo popularny twórca internetowy, który specjalizuje się w publikowaniu widowiskowych materiałów na platformie YouTube. W swoich filmach najczęściej dotyka tematyki okołomotoryzacyjnej ale w celu przyciągnięcia jak największej widowni nie boi się poruszać także zagadnień inżynieryjnych, sportowych, a nawet podróżniczych. Jak sam przyznaje - na tworzeniu filmów zarabia spore pieniądze, które następnie inwestuje w kolejne szalone produkcje.
Jednym z niedawnych projektów youtubera było zakupienie wartego 400 tys. dolarów Ferrari F8 Tributo. Po co? W zasadzie tylko po to żeby je zniszczyć. Twórca chciał się w ten sposób przekonać, czy włoski producent zareaguje pozwem na takie działanie.
Zdaniem youtubera najczęstszym pytaniem, jakie pojawia się pod filmami i postami z samochodami Ferrari, są obawy komentujących o to, czy twórca zdjęcia/filmu nie dostał już wezwania do sądu, za naruszenie wizerunku producenta.
Po zaprezentowaniu swojego planu, WhistlinDiesel przystąpił do jego realizacji. Warte niemal 1,8 mln zł Ferrari było obrzucane butelkami, szarpane, deptane, a nawet wzięło udział w czymś co przypominało rajd szutrowy. Gdyby tego było mało youtuber zdecydował się obciąć mu lusterka, łowił z jego dachu ryby, a nawet przewoził na jego masce warzywa i karmę dla zwierząt. Kolejną z prób miał być przejazd po ściernisku po kukurydzy.
Jak się szybko okazało, to właśnie ten test okazał się ostatnim dla włoskiego supersamochodu. Szybka jazda po suchym ściernisku nie tylko skutkowała licznymi porysowaniami felg oraz lakieru ale także doprowadziła do pożaru. Prawdopodobnym powodem jego wybuchu były nagrzane tarcze hamulcowe.
Ogień rozprzestrzenił się w ułamku sekundy i już po kilkunastu minutach objął nie tylko całe Ferrari, ale także wypożyczonego busa, którym ekipa nagrywała szalony przejazd. Łącznie w zdarzeniu ucierpiały oba pojazdy, a łączny koszt strat oszacowano na pół miliona dolarów.
Jak przekonuje sam autor nagrania - wbrew pozorom i niektórym opiniom, które pojawiły się w komentarzach od widzów - wywołanie pożaru nie było celowym działaniem. Ferrari faktycznie miało zostać ostatecznie zniszczone, ale nie w taki sposób i tak szybko. No cóż. Przynajmniej wyświetlenia będą się zgadzać.