Felgi za 2 mln dolarów, rejestracja za 14 mln!

Światową stolicą supersamochodów i wszelkiej motoryzacyjnej ekstrawagancji jest bez wątpienia Dubaj. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w Zjednoczonych Emiratach Arabskich rozwinął się nietypowy rynek "tuiningowy" pomagający wyróżnić się z tłumu "plebejskich" Ferrari, Lamborghini czy Rolls-Royce’ów...

Serwis Emirates274.com dokonał nietypowego przeglądu najbardziej ekstrawaganckich motoryzacyjnych dodatków. Niektóre z nich wydają się być trywialne, ale ich ceny potrafią zwalić z nóg. Przykłady?

U lokalnych jubilerów zamówić można np. personalizowane gałki zmiany biegów wysadzane 30-karatowymi diamentami. Model dedykowany do Bentleya Continentala GT, gdzie diamenty osadzono w białym złocie, kosztuje - uwaga - 165 tys. dolarów (blisko 614 tys. zł).

Kilka lat temu, z myślą o klientach z Emiratów Arabskich, zawiązała się też ciekawa współpraca między Astonem Martinem, a renomowanym szwajcarskim producentem zegarków - firma Jaeger-LeCoultre. W efekcie powstał nietypowy, certyfikowany, szkieletowany chronograf - AMVOX2. Klasyczny, mechaniczny zegarek łączący w sobie funkcję zegarka naręcznego i samochodowego kluczyka (współpracuje np. z systemem bezkluczykowego dostępu). Stylowy dodatek do brytyjskich pojazdów wyceniony został na skromne 34 tys. dolarów.

Reklama

Osobną kwestią jest rynek personalizowanych obręczy kół. W tym przypadku absolutnym numerem jeden są obręcze przygotowane przez firmę Asanti. Wykonano je ze specjalnego stopu, w którym znajdziemy domieszkę tak drogocennych kruszców, jak złoto i platyna. Same obręcze wysadzane są - uwaga - dwudziestoma sześcioma tysiącami diamentów i dwunastoma tysiącami rubinów. Seria AFS 103 dostępna jest w rozmiarach 33 i 34 cali. Jedna felga to koszt równych 500 tys. dolarów. Za komplet trzeba więc zapłacić - bagatela - 2 mln dolarów, czyli przeszło 7,4 mln zł. Poprzednia seria, wysadzana zaledwie dwunastoma tysiącami diamentów i 800 szafirami, kosztowała "jedynie" 1 mln dolarów za komplet.

Patrząc z takiej perspektywy przestaje dziwić, że w Zjednoczonych Emiratach Arabskich kwitnie np. handel numerami rejestracyjnymi. Ich ceny wahają się rzecz jasna w zależności od kompilacji znaków. Najdroższe są rejestracje z jednym lub dwoma - ich ceny sięgają nawet kilkudziesięciu milionów dirhamów.

W 2008 roku tablicę z nr 1 sprzedano za równowartość ponad 51 mln dirhamów czyli - uwaga - 14 mln dolarów. W 2016 roku motoryzacyjne media obiegła wiadomość o tym, że hinduski biznesmen, za tablicę rejestracyjną z nr 5, jaką upatrzył sobie dla swojego Rolls-Royce’a, zapłacił na aukcji 33 mln dirhamów, czyli 9 mln dolarów.

Organizowane przez władze aukcje numerów rejestracyjnych cieszą się w Emiratach ogromnym zainteresowaniem. Tablica traktowana jest nie tylko jako symbol statusu, ale też inwestycja, którą można będzie spieniężyć w przyszłości. Warto dodać, że duża cześć z wylicytowanych kwot przeznaczana jest przez władze na cele charytatywne.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy