Czy kierowca powinien odpowiadać?
W bardzo wielu listach do naszego serwisu powtarza się ostanio problem pieszych i rowerzystów poruszających się po drogach, po zmroku, bez żadnego oświetlenia.
Jest to prawdziwa zmora na polskich szosach! Kierowca, który potrąci taką osobę, zazwyczaj uznawany jest za winnego spowodowania wypadku. Zarzuca mu się, że nie dostosował prędkości do warunków jazdy, do widoczności. To z jaką prędkością powinien jechać?
Jeszcze gorsi niż drzewa
Ostatnio rozgorzała dyskusja na temat przydrożnych drzew i możliwości ich wycinania. To prawda, że na tych drzewach zginęły już tysiące ludzi.
Jeszcze bardziej niebezpieczni są chyba jednak piesi i rowerzyści poruszający się po zmierzchu na polskich drogach. I nie chodzi tu wcale o jakieś lokalne drogi wiejskie! Na głównych polskich drogach krajowych (wchodzących w skład międzynarodowych szlaków) odbywa się intensywny ruch pieszych, rowerzystów, furmanek, motorowerów i zazwyczaj ci uczestnicy ruchu nie mają żadnego oświetlenia albo choćby odblasku.
Po raz kolejny obserwowaliśmy polskie szosy. Naliczyliśmy około 150 rowerzystów i tylko 3 miało wymagane przepisami światła z przodu i z tyłu. Pewna kobieta wiozła na rowerze, w koszyku umieszczonym z tyłu... niemowlaka! Ten rower też nie miał żadnego oświetlenia!
Sposób poruszania się bardzo wielu rowerzystów i pieszych wskazywał ewidentnie, że nie są oni trzeźwi. Oto polskie drogi!
To tragedia także dla kierowcy!
Potrącenie przez samochód pieszego lub rowerzysty zazwyczaj kończy się śmiercią lub ciężkimi obrażeniami takiego człowieka. Jest to oczywiście tragedia, niezależnie od tego, czy osoba ta postępowała na drodze prawidłowo, czy też nie. Tragedia dla jego rodziny, przyjaciół, ale także tragedia dla kierowcy. Czekają go przecież dochodzenia, przesłuchania, a przede wszystkim pozostająca do końca życia świadomość, że wprawdzie nieumyślnie, ale zraniło się lub zabiło człowieka.
Takie zdarzenie pozostaje w pamięci jak koszmar i są kierowcy, którzy po tego typu wypadku już nie mogą kierować samochodem.
No i oczywiście kwestia odpowiedzialności karnej. Jeśli biegli uznają, że kierowca jechał zbyt szybko, nie zachował ostrożności, to zostanie on uznany on winnym spowodowania wypadku. Konsekwencje tego są bardzo poważne.
Zdarzają się też przypadki, kiedy to kierowca zauważywszy w ostatniej chwili pieszego przed maską próbuje ominąć go i ląduje w rowie, na drzewie albo doprowadza do zderzenia z pojazdem nadjeżdżającym z przeciwka. A pieszy idzie sobie dalej...
Nie wymagajmy zbyt wiele!
W praktyce orzecznictwa sądowego często pojawia się pogląd, że kierujący powinien dostosować prędkość jazdy do widoczności na drodze. Pozornie wydaje się to słuszne, a jak rzecz wygląda w praktyce?
Zasięg świateł drogowych wynosi co najmniej 100 metrów. Oznacza to, że przy tej widoczności można jechać (teoretycznie) z prędkością 90-120 km/h (droga pokonana w czasie reakcji kierowcy na przeszkodę i zadziałania hamulców + droga efektywnego hamowania wynoszą wówczas od 60 do 100 metrów).
Jeśli jednak przełączymy światła drogowe na światła mijania, widoczność spada do około 40 metrów. Przy tej widoczności bezpieczna prędkość, pozwalająca na wyhamowanie przed przeszkodą wynosi już tylko 60-65 km/h (na suchej nawierzchni!) Należałoby zatem wymagać, aby kierowca podczas każdego wymijania z pojazdem nadjeżdżającym z przeciwka zwalniał do 60 km/h. A jeśli jezdnia jest mokra, to nawet do 40 km/h. Czy jest to w ogóle realne?
Podczas intensywnego ruchu na szosie, kiedy to co chwilę wymijamy się z innymi pojazdami, powinniśmy jechać po zmroku z prędkością 40-60 km/h. Wtedy byłyby spełnione wymogi dotyczące dostosowania prędkości do widoczności na drodze.
Zakładając jednak opisywane w poprzednich artykułach nagminne oślepianie przez nadjeżdżające z przeciwka auta, mające nieprawidłowo ustawione światła, należałoby zmniejszać prędkość do 20 m/h.
Uda się czy się nie uda?
Prowadzenie samochodu na polskich drogach przypomina zatem loterię: uda się nie potrącić pieszego lub rowerzysty czy nie? Gwarancji, że nie potrącimy, oczywiście nie mamy, o ile nie będziemy jechać z prędkością 40 km/h, a chwilami 20 km/h.
Trudno też zrozumieć, dlaczego kierowca niejako a priori uznawany jest winnym nawet wówczas, gdy rowerzysta nie miał żadnego oświetlenia? Przecież oznacza to de facto aprobatę dla naruszania prawa przez rowerzystów i pieszych. Rowerzysta musi mieć oświetlenie - tak stanowią przepisy - ale nie miał. Pieszy powinien iść lewą stroną drogi - ale szedł prawą. Kierowca i tak będzie winny! Czy to jest sprawiedliwe?
Nie wini się przecież maszynisty pociągu, który rozjechał na torach człowieka, bo wiadomo z góry, że maszynista nie miał żadnych szans na wyhamowanie. A czy kierowca ma takie szanse?
Ograniczyć prędkość do 30 km/h
Jeśli by zakładać, że normalnym zjawiskiem w Polsce na głównych drogach są piesi i rowerzyści bez oświetlenia lub odblasku, że poruszanie się pijanych osobników poboczami też jest normalne i powszechne - to jeśli tak, należy ograniczyć prędkość jazdy po zmierzchu na każdej polskiej szosie do 30 km/h i wszystko będzie ok.
Przynajmniej wtedy przyznamy się otwarcie, że na naszych drogach panuje totalny nieład, bałagan, samowola i nie potrafimy nad tym zapanować. Tak byłoby przynajmniej uczciwie...
Przecież ograniczenia prędkości ustawia się (w założeniu) tam, gdzie są przejścia dla pieszych, dziury w jezdni, zwężenia - czyli w miejscach niebezpiecznych. A osoby poruszające się po drodze i niewidoczne dla kierowców nie są niebezpieczne?
Tutaj niestety prawo zdaje się na kierowcę. Poza obszarem zabudowanym dopuszczalna prędkość wynosi dla określonych pojazdów 90 km/h na zwykłej drodze. Jeśli jednak ktoś będzie jechał nawet tylko 70 km/h i potrąci takiego niewidocznego osobnika, też może być uznany winnym. Tak jest najłatwiej.
Czy jednak należy oczekiwać, że kierowca powinien na każdym kilometrze szosy spodziewać się obecności niewidocznej osoby? Jest to zaprzeczenie sensu normalnego ruchu drogowego. Na drodze w cywilizowanym kraju kierowca powinien spodziewać się, że nie napotka żadnej przeszkody, a jeśli już - to będzie ona widoczna z daleka, odpowiednio oświetlona lub oznakowana.
Co o tym sądzicie?
Dalecy jesteśmy od zajmowania wyłącznie strony zmotoryzowanych, bronienia każdego kierowcy, bo przecież na naszych drogach zasiada za kierownicą mnóstwo osobników niedouczonych, zbyt pewnych siebie, zarozumiałych, lekceważących przepisy i zasady bezpiecznej jazdy, a tak naprawdę jeżdżących bardzo słabo.
Nie oczekujemy też, że będzie można potrącać bezkarnie pieszych i rowerzystów bez oświetlenia.
Nie spodziewamy się również, że za rok czy dwa Polska zostanie opleciona siecią bezpiecznych autostrad. Sądząc po tempie budowy takich dróg w Polsce, nie doczekają tego nie tylko nasze dzieci, ale nawet nasze wnuki...
Z drugiej jednak strony drogi jezdnie są dla samochodów, tak jak tory kolejowe są dla pociągów. Nikt nie ogranicza prędkości pociągu do 30 km/h tylko dlatego, że jakiś pijany osobnik może wpakować się na tory... Gdyby tak czynić, ekspresowy pociąg jechałby z Krakowa do Gdynia 24 godziny!
Czy tak mają jeździć samochody?
Dlaczego piesi poruszają się nieprawidłowo po drodze, bez żadnego odblasku? Dlaczego rowerzyści nie mają wymaganego oświetlenia? Z pewnością jest to wynik braku świadomości, ale nie tylko. To także rezultat lekceważenia zasad bezpieczeństwa i braku jakichkolwiek konsekwencji wobec takich uczestników ruchu za nieprzestrzeganie prawa. Lampka do roweru czy latarka to nie jest wielki wydatek. Gdyby regularnie pouczać, a potem karać rowerzystów za jazdę bez oświetlenia, w końcu woleliby kupić lampki, niż płacić mandaty.
Dobre prawo to takie, które nie zakłada nierealnych wymogów. W przeciwnym razie z góry wiadomo, że i tak będzie naruszane. Sądzimy zatem, iż należałoby przyjąć zasadę, że jeśli pieszy bez żadnego odblasku lub rowerzysta bez oświetlenia został potrącony przez jadący po jezdni samochód (z dopuszczalną prędkością), wina za wypadek spoczywa wyłącznie na tym pieszym lub rowerzyście.
Co o tym sądzicie? Czekamy na Wasze opinie. (jb)