Chcesz prywatnego ochroniarza? Zadzwoń po "taksówkę"!

Jeśli w młodości marzyliście o bogactwie i sławie, a w dorosłym życiu rozpoznaje was jedynie zakładowy stróż i pani w osiedlowym warzywniaku, nie martwcie się.

Już wkrótce przeciętny "Kowalski" będzie mógł poczuć się, jak znany polityk, światowej sławy aktor czy gwiazda rocka. Wystarczy, że zamówi sobie "taksówkę"...

Nowe prawo

7 kwietnia obowiązywać zaczyna nowelizacja ustawy o transporcie drogowym. Jej głównym celem było rozprawienie się z tzw. okazjonalnym przewozem osób, czyli konkurencyjnymi dla korporacji taksówkowych firmami, których kierowcy nie mieli żadnych licencji.

W myśl nowych przepisów, "okazjonalny (zarobkowy) przewóz osób" wykonywać będzie można wyłącznie pojazdami przystosowanymi "do przewozu powyżej 7 osób łącznie z kierowcą". Oznacza to, że dorabiający w ten sposób kierowcy będą się musieli przesiąść na duże busy, pokroju fiata ducato czy renault traffic. Za zarobkowy przewóz pasażerów innym pojazdem grozić będzie grzywna w wysokości - bagatela - 15 tys. zł.

Reklama

Ponieważ utrzymanie dużego busa jest zdecydowanie droższe niż w przypadku pojazdu segmentu B czy C, a jego przydatność do szybkiego transportu w miejskich aglomeracjach jest ograniczona, ustawodawca liczy na to, że proceder uda się zastopować. Jak już informowaliśmy, przy okazji nowelizacji przepisów blady strach padł jednak na właścicieli aut zabytkowych i replik, którzy często wykorzystywali swoje auta np. wożąc do śluby młode pary. Jeśli ich samochód nie zostanie uznany za zabytkowy (czyli nie będzie zarejestrowany na tzw. żółte tablice), wiozącemu odpłatnie nowożeńców właścicielowi grozi grzywna 15 tys. zł.

Polak potrafi

Oczywiście, pomysłowi rodacy wpadli już na pomysł, jak poradzić sobie z nieżyciowymi przepisami. Samochodowe klasyki i zbudowane specjalnie z myślą o ślubnym biznesie repliki oficjalnie wynajmowane będą wyłącznie do sesji zdjęciowych. Dowóz pary młodej do kościoła stanie się więc jedynie "gratisowym" dodatkiem lub darmową "przyjacielską przysługą".

Co ciekawe, również korporacyjne firmy, utrzymujące się z "okazjonalnego przewozu osób", mają już gotowe rozwiązanie nowych, "udoskonalonych" przepisów. Większość z nich przekształci się po prostu w... agencje ochrony.

Działalność agencji ochrony wymaga otrzymania stosownej licencji. Wydaje ją minister spraw wewnętrznych, na podstawie opinii zasięgniętej u komendanta wojewódzkiego policji. Jeśli więc nie byliśmy karani za przestępstwo umyślne, na pewno ją otrzymamy. By tak się stało, należy złożyć stosowny wniosek, uiścić opłaty skarbowe i legitymować się licencją pracownika ochrony drugiego stopnia. Kursy na tego rodzaju licencje organizują niemal wszystkie szkoły kształcenia ustawicznego - koszt otrzymania dokumentu to ok. 1200 zł (kurs trwa 240 godzin i kończy się egzaminem).

To wystarczy, by znaleźć się na liście firm świadczących usługi ochroniarskie. Jako pracodawca musimy jedynie wyposażyć swoich pracowników - w tym przypadku kierowców - w firmowe uniformy z naszym logo, czyli z "elementem umożliwiającym identyfikację podmiotu zatrudniającego".

"Dzień dobry. Będzie pan konwojowany na dworzec..."

Teraz - zgodnie z prawem - możemy już zatrudnić kierowców, czyli - w naszym przypadku - licencjonowanych ochroniarzy.

Zgodnie z rozdziałem 5 Ustawy o ochronie osób i mienia, pracownicy - by móc wykonywać usługi "bezpośrednio związane z ochroną osób" (w tym również ich przewóz) - muszą legitymować się "licencją pracownika ochrony fizycznej pierwszego stopnia". To jedyna niedogodność, z jaką pogodzić się muszą kierowcy. Podobnie jak w przypadku licencji II stopnia wymaganej do założenia agencji ochrony, licencję I stopnia uzyskuje się po odbyciu kursu organizowanego przez szkoły kształcenia ustawicznego. By się o nią starać, trzeba mieć: skończone 21 lat, polskie obywatelstwo, orzeczenie lekarskie, ukończoną szkołę podstawową i nie być karanym za przestępstwo umyślne. Do tego potrzebna jest jeszcze tylko opinia komendanta komisariatu policji właściwego dla miejsca zamieszkania.

Niestety, kurs taki trwa - przynajmniej oficjalnie - 240 godzin, więc ukończenie go zajmuje średnio 2,5 miesiąca (potem czeka nas jeszcze egzamin w komendzie wojewódzkiej policji). Trudno jednak przypuszczać, by w tym czasie firmy trudniące się "przewozem osób" - czyli przyszłe agencje ochrony - zniknęły z rynku. Początkowo będą po prostu zatrudniać osoby, które posiadają już takie uprawnienia. Inwestycja w kurs zwróci się nam już przy pierwszej wypłacie - koszty szkolenia to ok. 1400 zł.

Jeśli spełnimy te wymagania nic nie stoi na przeszkodzie, by wozić "ochranianych" klientów zwykłymi samochodami osobowymi, które nie muszą spełniać warunków dotyczących okazjonalnych przewozów osób (co najmniej 7 miejsc). Oznacza to, że ochraniać pasażera możemy nawet jeżdżąc 20-letnim cinquecento.

Przepisy są nowe, będzie po staremu...

Po wejściu w życie nowych przepisów, w dużych miastach zmieni się więc niewiele. Zamiast udających taksówki lanosów, auta zostaną teraz oklejone w loga firm ochroniarskich. Pasażer chcący dostać się z Dworca Centralnego na Okęcie, telefonicznie poinformowany zostanie o tym, że zamówił właśnie ochronę na takiej trasie i że konwojujący go pan w służbowym uniformie, podjedzie służbowym samochodem 10 minut. W efekcie - przez miejskie korki przeciskać się więc będziemy siedząc na tylnej kanapie w aucie prowadzonym przez wynajętego kierowcę, ochroniarza. Niczym premier, minister czy światowej sławy piosenkarz...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy