Carrera Panamericana – wyścig, który wpłynął na historię motoryzacji

Uroczyste otwarcia nowych dróg kojarzą nam się głównie z politykami w ciemnych garniturach i ich pompatycznymi przemowami. Ale w latach 50. ubiegłego wieku Meksykanie mieli na to nieco inny pogląd. Stawiali na kierowców wyścigowych w kombinezonach i ryk silników. I tak zorganizowali jeden z najbardziej niebezpiecznych wyścigów w historii – Carrera Panamericana. Symbole tej legendarnej rywalizacji możemy odnaleźć dzisiaj na drogach, a nawet na nadgarstkach wielu osób.

Wypromować autostradę

Pierwsza edycja wyścigu Carrera Panamericana wystartowała 5 maja 1950 roku. Na starcie ustawili się kierowcy rywalizujący na co dzień w przeróżnych seriach - Formule 1, rajdach, wyścigach górskich, długodystansowych i równoległych czy zawodach aut seryjnych. Uczestnicy ruszyli spod granicy meksykańsko-amerykańskiej, by po pięciu dniach i dziewięciu etapach szaleńczej jazdy zameldować się na granicy z Gwatemalą. W tym czasie pokonali około 3 300 kilometrów, niemal w całości po świeżo otwartej Autostradzie Panamerykańskiej.

To właśnie otwarcie nowej drogi, przecinającej Meksyk z północy na południe, było powodem zorganizowania wyścigu. Rząd kraju chciał rozsławić autostradę, a w efekcie przyciągnąć turystów oraz inwestorów. Ideę z ochotą poparł prezydent Meksyku Miguel Alemán Valdés, wielki entuzjasta motoryzacji. Popularność wyścigu Carrera Panamericana przerosła oczekiwania organizatorów. Chociaż pierwsza edycja miała amatorski charakter, wzięli w niej udział nie tylko lokalni kierowcy z Meksyku i Stanów Zjednoczonych, ale też mistrzowie kierownicy z Europy.

Reklama

W drugą stronę

O wyjątkowym wyścigu natychmiast zrobiło się głośno, a zainteresowanie udziałem wyrażało coraz więcej doskonałych kierowców. W następnym roku impreza zyskała więc bardziej profesjonalny charakter. Wyścig został przełożony na listopad, by nie kolidował z kalendarzami europejskich i amerykańskich serii. Zdecydowano również o odwróceniu trasy. Meta w pobliżu granicy ze Stanami Zjednoczonymi - gdzie kraj miał bardziej rozwinięta infrastrukturę - ułatwiała pracę mediom i ekipom serwisowym. Wielu kierowcom było stąd też łatwiej wrócić do domu.

Do rywalizacji zaczęły dołączać też oficjalne zespoły fabryczne. Pierwszą europejską ekipą było Ferrari. Na starcie ustawiły się również Lancia i Mercedes-Benz. Obecność wielkich europejskich producentów oznaczała również przyjazd najlepszych kierowców z całego świata. W wyścigu Carrera Panamericana rywalizowały takie osoby jak Karl Kling, Juan Manuel Fangio czy Phil Hill. Do walki stanął również słynny amerykański kierowca i konstruktor, Carroll Shelby.

Wyjątkowa trasa

Carrera Panamericana działała jak magnes na wiecznie głodnych adrenaliny kierowców rajdowych i wyścigowych. Wyzwaniem był nie tylko dystans. Autostrada Panamerykańska nie była autostradą w obecnym rozumieniu, lecz w dużej mierze zwykłą drogą o jednym pasie ruchu w każdym kierunku. Ponadto przebiegała po bardzo zróżnicowanym terenie - niekiedy opadała do wysokości 100 m n. p. m, by w górskich rejonach wznieść się na prawie 3 200 m n. p. m.

Na trasie wyścigu nie brakowało szutrowych fragmentów, długich prostych oraz krętych odcinków, naszpikowanych ślepymi zakrętami i otoczonych przez wysokie urwiska. Droga nie była przystosowana do ścigania się - w końcu zbudowaną z myślą o zwykłym podróżowaniu. Ale kierowcy nie byli skorzy do zdejmowania nogi z gazu. Umberto Maglioli, zwycięzca wyścigu z 1954 roku przejechał całą trasę ze średnią prędkością ponad 170 km/h!

Ogromne niebezpieczeństwo

Wypadki były nieodłączną częścią rywalizacji w Carrera Panamericana. Jeden z najsłynniejszych dotknął w 1952 roku załogę Mercedesa 300 SL - Karla Klinga i Hansa Klenka. Wskazówka prędkościomierza wskazywała około 200 km/h, kiedy niemieckie auto zderzyło się z... sępem. Potężne ptaszysko przebiło się przez przednią szybę i mocno zraniło siedzącego na prawym fotelu Klenka. Ten, mimo obrażeń, kazał kierowcy jechać. Załoga zatrzymała się dopiero 70 km dalej, gdy przyszedł czas na zmianę opon. Mimo tej nieprzyjemnej przygody Kling i Klenk dojechali do mety na pierwszym miejscu.

Inni nie mieli tyle szczęścia. Zachowanie niemieckiego duetu tylko pokazywało, z jaką determinacją zawodnicy podchodzili do rywalizacji. A to w połączeniu z konfiguracją trasy, wielkimi prędkościami i brakiem znanych dzisiaj systemów bezpieczeństwa sprawiało, że tragiczne w skutkach wypadki były nieodłączną częścią rywalizacji na Autostradzie Panamerykańskiej. To dlatego Carrera Panamericana zyskało miano jednego z najbardziej niebezpiecznych wyścigów w historii. I właśnie ze względów bezpieczeństwa piąta edycja, zorganizowana w 1954 roku była ostatnią.

Żywa legenda

Carrera Panamericana w bardzo krótkim czasie zyskała ogromną sławę. Szacuje się, że w ciągu pięciu lat przy trasie zgromadziło się łącznie około dwóch milionów kibiców. W 1988 roku Meksykanie reaktywowali imprezę w formie rajdu samochodów klasycznych. Impreza ponownie zaczęła przyciągać wielkie nazwiska. Rywalizację w La Carrera Panamericana wygrywały takie legendy jak Stig Blomqvist czy Harri Rovanperä, ojciec Kallego, aktualnego kierowcy Toyoty w WRC. Rajd jest organizowany do dziś.

Carrera Panamericana ukształtowała nie tylko na historię sportów motorowych. To właśnie na cześć tego wyścigu Porsche zaczęło używać nazwy Carrera, a później nazwało swoją limuzynę Panamera. Rywalizacji zawdzięczamy również istnienie jednego z najsłynniejszych zegarków związanych z motoryzacją - TAG Heuer Carrera. Jack Heuer, wnuk założyciela szwajcarskiej manufaktury i wielki entuzjasta motorsportu, postanowił w ten sposób uhonorować wyjątkowy wyścig. Spodobała mu się też symbolika nazwy Carrera - w języku hiszpańskim słowo oznacza nie tylko wyścig, ale również drogę, kurs i karierę.

Powrót Carrery

Swoje 160-lecie, które wypada w tym roku, TAG Heuer postanowił uczcić właśnie przy pomocy modelu Carrera. Marka pokazała właśnie zegarek Carrera 160 Years Silver Limited Edition. Stylistyka czasomierza wprost nawiązuje do legendarnego zegarka wprowadzonego na rynek w 1964 roku. To oznacza srebrną tarczę z trzema licznikami oraz polerowane obudowę i przyciski, a także oryginalny logotyp z napisem Heuer. Czasomierz jest jednak nieco większy od pierwowzoru - koperta mierzy 39 mm zamiast oryginalnych 36 mm. Tarczę osłania szafirowe szkło, a kopertę zamocowano na czarnym pasku ze skóry aligatora. Nie zabrakło również dodatkowych oznaczeń informujących o limitowanym charakterze zegarka.

Mimo klasycznego wyglądu w środku czasomierza znalazł się nowoczesny mechanizm Heuer 02. Składa się z 168 elementów i zapewnia rezerwę chodu wynoszącą 80 godzin. Można mu się przyjrzeć przez szafirowy dekiel. TAG Heuer 160 Years Silver Limited Edition powstanie w symbolicznej - w podwójnym rozumieniu - liczbie 1 860 sztuk. A dostępny będzie od połowy 2020 roku. Szwajcarski producent cały czas pamięta o wyjątkowej historii meksykańskiego wyścigu i wspiera rajd La Carrera Panamericana jako oficjalny dostawca systemów pomiaru czasu.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy