Bez "Top Gear" BBC straciło 4 mln widzów!

Decyzja o zdjęciu z anteny magazynu "Top Gear" i zawieszeniu Clarksona rozwścieczyła widzów BBC. Internetową petycję w sprawie przywrócenia do pracy ekscentrycznego prezentera podpisało grubo ponad ćwierć miliona osób.

Sprawa domniemanego pobicia przez Clarksona jednego z producentów programu, który - przy okazji - nazwany został przez prezentera "leniwym Irlandczykiem", zatacza coraz szersze kręgi.

BBC wszczęło właśnie dochodzenie dotyczące "incydentu" z Newcastle. Jeremy Clarkson złożył na ręce szefostwa przeprosiny za zaistniałą sytuację. Zachowanie Clarksona pozwala sądzić, że faktycznie był on inicjatorem bójki z producentem Tymonem Oisinem. Trzeba jednak zauważyć, że pobity producent nie złożył na prezentera oficjalnej skargi.

Skrzynki pocztowe BBC zasypane zostały listami od internautów domagających się przywrócenia Clarksona do pracy. Przedstawiciele stacji wydali jedynie lakoniczny komunikat, w którym informowano o wstrzymaniu emisji obecnej serii i przeproszono widzów za zaistniałą sytuację.

Reklama

Zdjęcie z anteny najpopularniejszego motoryzacyjnego show na świecie momentalnie odbiło się na statystykach oglądalności emitującego "Top Gear" w Wielkiej Brytanii kanału telewizyjnego BBC2. Jak donoszą lokalne media, wyemitowany w niedzielę zamiast "Top Gear" film dokumentalny o podniebnym zespole akrobatycznym Royal Air Force "Red Arrows" obejrzało 1,3 mln widzów, czyli niespełna 19,4 proc. stałej widowni, jaką przyciąga przed telewizory "Top Gear"!

Każdy z odcinków nowej serii co tydzień oglądało przeszło 5 mln Brytyjczyków. Oznacza to, że prowadzony przez Clarksona program jest najpopularniejszą produkcją stacji BBC2.

Decyzja o nieemitowaniu ostatnich dwóch odcinków aktualnej serii oznacza dla BBC ogromne straty. Wg najnowszych szacunków każda seria przynosi brytyjskiemu nadawcy dochody w wysokości około 50 mln funtów rocznie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jeremy Clarkson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy