Wojsko kupuje nowe terenówki Żmija
Mają napęd na cztery koła, karabin, pancerz i miejsce dla strzelca. Wyglądają jak wyciągnięte z filmu Mad Max. To jednak nie filmowe rekwizyty, a nowe pojazdy Wojska Polskiego. Wóz dalekiego rozpoznania - Wirus. W sumie armia kupiła 118 pojazdów za ponad 90 mln. Podpisano już umowę, pierwsze dostawy trafią do wojska w 2020 roku.
Samochód o kryptonimie Żmija to tak naprawdę auta o nazwie Wirus zgłoszone do przetargu przez Polski Holding Obronny i spółkę Concept. Choć wygląda niepozornie, jest dzielny w terenie. Ma napęd na cztery koła, masę 1700 kg i miejsce dla trzech żołnierzy (kierowcy, dowódcy i strzelca). Ma uzbrojenie i ładunek o minimalnej masie 900 kg, umożliwiając załodze pełną autonomiczność (działanie z dala od bazy) przez 7 dni w trakcie wykonywania zadań rozpoznawczych.
Wirus jest przystosowany do transportu lądowego (koleją), morskiego i powietrznego (w tym w ładowni samolotu C-130E Hercules; mamy sześć takich samolotów, i na linach podczepionych do śmigłowca; tych ostatnich po unieważnieniu przetargu na Caracale właściwie nie mamy) oraz desantowania metodą spadochronową. Zdolności terenowe pozwalają mu na pokonywanie brodów o głębokości co najmniej pół metra, rowów o szerokości 60 cm oraz przeszkód pionowych do wysokości 30 cm. Wirus, który trafi do wojska, ma długą tradycję. To czwarta generacja pojazdu, który najpierw budowano na podwoziu Toyoty Hilux, a teraz powstaje na podwoziu Mistubishi L200. Ma otwarte nadwozie z możliwością zamknięcia. Silnik o mocy 190 KM i momencie obrotowym 430 Nm pozwalał na szybką jazdę w terenie. Wiele elementów wykonanych jest z włókna węglowego, dzięki czemu udało się osiągnąć tak niską masę.
Wirus jest jedynym pojazdem, który zgłoszono do przetargu. Początkowo udział zadeklarowało ośmiu producentów, jednak tylko trzech z nich spełniało wymagania stawiane przez zamawiającego. Ostatecznie do przetargu stanął tylko Polski Holding Obronny razem z spółką Concept.
Jules