Dowcip o zajączku
Reklamy wciąż zachęcają do kupna samochodów z roku 2004. Rzut oka na kalendarz... Tak, to nie pomyłka, zbliża się koniec maja 2005. Przypomina się stary dowcip o zajączku, który przychodzi do piekarni i pyta:
- Czy są czerstwe bułki?
- Są - odpowiada piekarz.
- Dobrze wam tak, po co tyle napiekliście...
Czy są zeszłoroczne samochody? Są. No to po co ich tyle wyprodukowaliście...
Oczywiście auta to nie bułki. Nawet "czerstwe" mogą się cieszyć zainteresowaniem nabywców, pod warunkiem, że będą zmyślnie sprzedawane. Niestety, nie są.
Potencjalny klient słyszy w reklamie radiowej, że model X marki Y z wyjątkowo udanego, 2004 rocznika, czeka na niego z rabatem w wysokości do 15 000 złotych. Nie zwraca uwagi na magiczne słówko "do". Pędzi do salonu, gdzie dowiaduje się, że ów bajeczny rabat dotyczy wyłącznie topowych wersji samochodu, który nawet po uwzględnieniu opustu jest potwornie drogi. Podstawowe, najpopularniejsze odmiany reklamowanego auta są tymczasem objęte jedynie symboliczną zniżką lub zgoła żadną.
Irytację niedoszłych nabywców dodatkowo wzmaga świadomość, że producenci samochodów najpierw cichcem podwyższyli ich ceny - nie zważając na dramatyczny zastój na rynku, znikomą inflację i spadek kursów walut obcych - aby potem szumnie ogłaszać obniżki i wyprzedaże.
Ludzi bywałych co nieco w świecie denerwują również promocje, polegające na wzbogacaniu podstawowego wyposażenia pojazdu o elementy, które w innych krajach zdążyły się już stać standardem (np. klimatyzacja, lakier metalizowany) lub nawet wymuszonym przez przepisy obowiązkiem (ABS).
Ciekawe, co będzie dalej? Jaki los spotka ubiegłoroczne samochody, których mimo wszelkich starań nie uda się opchnąć? Z czerstwego pieczywa robi się tartą bułkę, ale auta, jako się rzekło, to nie bułki. Może zatem warto je przetrzymać w magazynach, by później sprzedawać jako pojazdy zabytkowe? Specialite polonaise.