Absurdalna cena za przejazd taksówką. Kurs trwał 7 minut, ile kosztował?
Jedna z pasażerek taksówki w Gdyni za przejechanie nieco ponad półtora kilometra zapłaciła 50 złotych. Kierowca absurdalnie wysoką cenę usprawiedliwiał zbyt dużą konkurencją i inflacją.
Do zdarzenia miało dojść 6 czerwca tego roku. Jak pisze Trojmiasto.pl, kobieta wracała z podróży pociągiem i musiała szybko znaleźć się w pracy. Do taksówki wsiadła na dworcu, a jako miejsce docelowe wskazała znajdujące się 1,6 km od dworca biuro, w którym pracuje.
Jej zdaniem podróż przebiegła bardzo miło, rozmawiała z kierowcą m.in. o inflacji i cenach paliw. Jak relacjonowała, nie spodziewała się jednak, że za trwający 7 minut przejazd zapłaci aż 50 zł. Taksówkarz wyjaśnił, że na cenę końcową złożyło się 30 zł opłaty startowej (za ,,trzaśnięcie drzwiami"), a reszta to tzw. kilometrówka.
Portal postanowił skontaktować się z taksówkarzem. Ten stwierdził, że stawka naliczana jest jako średnia całego miesiąca i sprawia, że poza sezonem letnim, kiedy ruch w Trójmieście jest zdecydowanie większy, nie ponosi on strat. Ja twierdzi kierowca, opłata za kurs uwzględnia inflację i ceny paliw, przy czym opłata początkowa ma pozwolić na pokrycie kosztów stałych, które obecnie wynoszą 4 tys. złotych miesięcznie. Dodał ponadto, że opłata za ,,trzaśnięcie drzwiami" powinna być wyższa.
Jak twierdzi kierowca, problem bierze się z nadmiarowej liczby taksówek i innego rodzaju przewoźników w Gdyni. Jego zdaniem 5 tys. taksówek oraz trudna do określenia liczba tanich przewoźników sprawia, że trudno utrzymać się z tej z pracy. Jego zdaniem sytuację zmieniłoby zmniejszenie liczby taksówek w mieście do 2 tys.
Gdynia to jedyne miasto w Trójmieście, w którym nie ma ustalonych maksymalnych stawek za przewóz osób. Gdańsk i Sopot uregulowały tę kwestię w 2018 roku
Propozycje na wprowadzenie takich zmian pojawiły się również w Gdyni. W styczniu jeden z radnych złożył w tej sprawie interpelację. Do dziś jednak miasto nie podjęło się działań w tej kwestii.
***