Wolna amerykanka na parkingu. Co można zrobić?

Mam pytanie do redakcji i czytelników. Czy jest jakaś metoda, by poradzić sobie "dzikim" parkowaniem na terenie zarządzanym przez wspólnotę mieszkaniową? (*)

Jak to zwykle bywa, miejsc parkingowych jest mniej niż samochodów. Miejsca postojowe są wyznaczone liniami i z tym problemu nie ma - ludzie zdają sobie sprawę, jak cenne jest miejsce, dlatego każdy staje, tak jak powinien.

Problem się zaczyna, gdy parking się zapełni. Wówczas samochody stają tak, że utrudniają, a mniej wprawnym kierowcom, wręcz uniemożliwiają, wyjechanie z zajmowanych, legalnych, miejsc.

Ponadto niektóre miejsca zostały wykupione i o ile ten fakt jest szanowany i nikt nie wpada na pomysł, by je zajmować, to już utrudnianie do nich dojazdu, zmuszanie do przejeżdżania po krawężnikach (kto zapłaci za uszkodzoną oponę?) jest na porządku dziennym.

Czy są jakieś przepisy, które regulują te kwestie? Dodam, że teren wspólnoty jest ogrodzony, stoi też znak informujący o zakazie parkowania dla osób niebędących członkami wspólnoty, natomiast wjazd na parking odbywa się z oznakowanej drogi wewnętrznej. Nie ma wyznaczonej strefy ruchu ani strefy zamieszkania.

Czy można wezwać straż miejską lub policję, skoro to teren prywatny? Czy jakieś prawa ma administrator? Czy wyznaczenie strefy ruchu lub strefy zamieszkania rozwiązałoby problem?

Reklama

* List do redakcji

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy